Niedzielne głosowanie, II tura wyborów prezydenckich, zadecyduje, czy Brazylia, która zdołała wyprowadzić od 2003 r. ze skrajnego ubóstwa ponad 18 proc. obywateli, zachowa rolę "modelu" w regionie, czy też powróci do dawnej oligarchicznej koncepcji rozwoju.
Brazylia gra w wyborach nie tylko o to, czy prezydentem pozostanie na drugą kadencję Dilma Rousseff, wychowanka i protegowana pragmatycznego polityka wielkiego formatu, jakim był przywódca lewicowej Partii Pracujących (PT), Luiz Inacio Lula da Silva, czy też przyjdzie na jej miejsce kandydat konserwatywno-liberalnej Socjaldemokratycznej Partii Brazylii (PSDB), zdolny technokrata Aecio Neves.
Wyjątkowa rola na świecie?
Korespondent agencji EFE, Pablo Giuliano, posuwa się do twierdzenia, że w niedzielnych wyborach Brazylijczycy zdecydują, czy ich kraj utrzyma swą wyjątkowa rolę na świecie, od której zależy też układ sił w regionie.
Instrumentem, który posłużył trzem kolejnym rządom Partii Pracy do uzyskania dla Brazylii obecnej pozycji lidera regionalnego i członka coraz bardziej liczącego się od 2010 r. BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Afryka Południowa), stała się regionalna organizacja gospodarczo-polityczna Mercosur (Wspólny Rynek Południa). Jest to unia celna, w skład której wraz z Brazylią wchodzą: Argentyna, Urugwaj, Paragwaj i Wenezuela.
Właśnie Mercosur znalazł się w centrum wyborczej debaty. Rousseff dąży konsekwentnie do zacieśniania współpracy z krajami regionu, do których kierowany jest eksport brazylijskich artykułów odrzucanych wskutek kryzysu przez rynki USA i Europy.
"Rosnąca podmiotowość Ameryki Łacińskiej"
Jej rywal zapowiada, że w razie zwycięstwa "przeorientuje" brazylijską politykę, aby powrócić do jej "poprzedniego modelu" i obecną dyplomację skoncentrowaną na "linii Południe-Południe" zastąpić dawnym modelem, w którym głównym partnerem Brazylii będą Stany Zjednoczone i Strefa Wolnego Handlu Obu Ameryk (FTAA).
Doradca pani prezydent ds. polityki zagranicznej, Marco Aurelio Garcia, ostrzega w odpowiedzi, że zwycięstwo opcji Nevesa "obróciłoby w pył rosnącą podmiotowość Ameryki Łacińskiej".
- Nieszczęście polega na tym, że za rządów pani prezydent Rousseff zostaliśmy ideologicznie powiązani z naszymi sąsiadami, bez rozwijania naszych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską - replikuje Neves.
Obecnie relacje Brasilia-Waszyngton znajdują się wciąż w fazie kryzysu spowodowanego ujawnieniem przez Edwarda Snowdena, b. analityka NSA, amerykańskich działań wywiadowczych w stosunku do administracji Dilmy Rousseff.
Były ambasador Brazylii w USA, Rubens Barbosa, zwany "ministrem spraw zagranicznych Nevesa", proponuje "odideologizowanie" brazylijskiej dyplomacji i doprowadzenie do szybkiego przezwyciężenia wszelkich nieporozumień w stosunkach z USA.
36 mln wydobytych z nędzy
Lula, wybrany po raz pierwszy na prezydenta w 2003 roku, uzyskał drugi mandat ponieważ zdołał przekonać banki, że opłaca się inwestować w najbiedniejszych i poszerzać rynek wewnętrzny, dzięki czemu wydobył z nędzy 36 milionów Brazylijczyków.
Rousseff kontynuowała programy Luli. M.in. budowanie tanich mieszkań, walkę ze skrajnym ubóstwem, budowę zbiorników wody pitnej na terenach wiejskich. Mimo trudności gospodarczych, jakie powstały za jej rządów i prawie pełnego zatrudnienia (bezrobocie wynosi zaledwie 4,9 proc.) oraz dalszego, choć powolnego wzrostu płac, dotychczasowa poprawa już nie wystarcza znacznej części nowej klasy średniej, tzw. klasie średniej C, która nazywana jest przez socjologów brazylijskich "nową klientelą supermarketów".
Niezadowolenie objawiło się masowymi demonstracjami w czerwcu 2013 roku. Podczas spontanicznych protestów milion ludzi na ulicach domagało się poprawy w służbie zdrowia, edukacji, transporcie publicznym oraz ukrócenia samowoli policji. Wobec spowolnienia gospodarczego, które nastąpiło, były to żądania trudne do spełnienia.
W poszukiwaniu środków finansowych Rousseff wywierała presję na banki, aby obniżały stopy procentowe, a jednocześnie wydatnie zmniejszała podatki.
Rousseff brakuje talentu?
Neves wypunktowywał na spotkaniach wyborczych: Dilma Rousseff podkopała zaufanie inwestorów i przedsiębiorstw do polityki rządu. Sprawiło to spowolnienie wzrostu gospodarczego, który wyniósł przeciętnie za jej rządów 1,6 proc. PKB rocznie, a w ostatnim roku doprowadził do lekkiej recesji.
Inwestycje w Brazylii wynoszą obecnie tylko 17 proc. PKB, podczas gdy w całej Ameryce Łacińskiej przeciętnie 22 proc. W opinii wielu analityków brazylijskiej rzeczywistości Dilmie Rousseff brakuje zapewne talentu politycznego jej poprzednika i mentora politycznego, zręczności i elastyczności, której nauczył się jako przywódca związkowy.
W Brazylii wizerunek polityka, jak mówi hiszpański pisarz, publicysta i teolog Juan Arias, kształtuje w większej mierze niż w innych krajach sama kampania wyborcza.
Jak w wielu krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie skandale korupcyjne na styku polityki i biznesu są chlebem powszednim, wyborcy przywiązują ogromną wagę do reputacji, jaką cieszą się pod tym względem kandydaci.
"Wszystko w rytmie samby"
Każdy z nich jest zobowiązany przez prawo do ujawnienia swego stanu posiadania. Jak przypomniał w tych dniach wpływowy dziennik "O Globo", kandydaci startujący w wyborach mają obowiązek ujawniać również zawartość "domowej kasetki", kwotę pieniędzy przechowywanych w domu, a Rousseff uczyniła to z wielką starannością. Była to pokaźna kwota.
Zaskakujące jest to, że niektórzy kandydaci uczestniczący w pierwszej turze wyborów trzymali w domu jeszcze wielokrotnie większe pieniądze. Jeden nawet 30 000 euro, co media skomentowały jako brak zaufania do brazylijskiego systemu bankowego.
W Brazylii, gdzie "wszystko odbywa się w rytmie samby", również dwumiesięczna kampania wyborcza ma cechy wielkiego przedstawienia. We wszystkich kierunkach ciągną przez 200-milionowy kraj karawany wyborcze polityków składające się nie tylko z ich doradców, ale z także z aktorów, tancerek, muzyków.
Neves, dwukrotny gubernator bogatego górniczego stanu Minas Gerais, zdobył sławę zwolennika terapii wstrząsowych w przedsiębiorstwach i finansach publicznych. Znany jest z tego, że dla ocieplenia swego wizerunku "twardego technokraty i neoliberała", ukazywał się zwykle publicznie w towarzystwie grupy pięknych modelek i tancerek.
Tym razem jednak zmienił taktykę i występował na spotkaniach wyborczych z gronem doradców - znanych finansistów, ekonomistów i analityków rynku.
Jeśli zwycięży, będzie to oznaczało w powszechnym przekonaniu koniec lewicowej hegemonii, która coraz mocniej zarysowywała się w ostatniej dekadzie na kontynencie latynoamerykańskim, i zmianę obecnego układu politycznego w regionie.
Jednak na kilka dni przed wyborami sondaże, które dawały obu kandydaturom bardzo zbliżone szanse, gwałtownie drgnęły: Dilma Rousseff zyskuje w nich 8 pkt procentowych przewagi.
Autor: kris/tr / Źródło: PAP