"Wyborcy okazali antypatię"


Choć nie ma jeszcze oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii, w prasie na Wyspach znalazły się pierwsze komentarze. Dzienniki podkreślają przede wszystkim, że opracowane na podstawie exit polls wyniki wyborów przyniosły rozczarowanie wszystkim największym partiom politycznym. Zaznaczają, że nie ma jasności, kto stanie na czele rządu i czy będzie to rząd mniejszościowy, czy koalicyjny.

"Wyborcy odwrócili się plecami od laburzystów, ale nie rzucili się w ramiona torysów" - napisał "Times". Według gazety "wyborcy nie okazali wyborczej apatii, lecz antypatię. Wyrazili wolę zmiany nie tylko rządu, ale całego systemu".

"Times" uznaje, iż zmiana ordynacji wyborczej stała się obecnie bardziej prawdopodobna, ponieważ wyborcy uświadomili sobie, że ich preferencje nie przekładają się w prosty sposób na liczbę mandatów, która przypada poszczególnym partiom i nie wyłoniły wyraźnego zwycięzcy.

Nie całkiem zwycięstwo

"Independent" sugeruje, że choć konserwatyści zajęli pierwsze miejsce, to ich lider David Cameron musiał przekonać własną partię, że odniosła wielkie zwycięstwo, które nie dla wszystkich jej członków jest oczywiste.

Gazeta przypomina, że torysi mają w zwyczaju obchodzić się bezwzględnie z liderami, którzy ich zawiedli. W przeszłości bezceremonialnie odsunęli od władzy Iaina Duncana Smitha, Edwarda Heatha i nawet Margaret Thatcher mimo, iż nigdy nie przegrała w wyborach. Nie ulega wątpliwości, że odsunęliby od władzy także Johna Majora i Michaela Howarda gdyby nie to, że ustąpili sami.

Camerona porównuje gazeta "do konsultanta ściągniętego z zewnątrz dla wyprowadzenia na prostą upadającej firmy".

Cleggmania nie działa

"Financial Times" pisze o "Cleggmanii", czyli szaleństwie, jakie zapanowało na Wyspach w związku z liderem liberalnych demokratów Nickiem Cleggiem. Jak zaznacza dziennik, nieoczekiwany wzrost popularności polityka nie przełożył się na przyrost mandatów tej partii, co uznaje za największe zaskoczenie. Zauważa zarazem, iż nawet przy spodziewanej utracie 2-3 mandatów partia ta wciąż będzie języczkiem u wagi.

Dziennik przewiduje, iż rozmowy ws. ewentualnego utworzenia koalicji laburzystów z liberałami, bądź też udzielenia przez liberałów poparcia mniejszościowemu rządowi Partii Pracy mogą potrwać przez cały najbliższy tydzień. Inicjatywa tworzenia nowego rządu przysługuje Brownowi.

Ekstaza w agonię

"Ekstaza obróciła się w agonię" - podsumował położenie liberałów komentator "Guardiana" Simon Jenkins. "Partia ta musi zdecydować, kogo poprze, lecz jej własny mandat osłabł" - zauważa. O liderze laburzystów Gordonie Brownie pisze, że "jest przegrany, ale nie pokonany".

Blogger "Daily Telegraph" Norman Tebbit, były minister w rządzie Margaret Thatcher odradza konserwatystom utworzenie koalicji z liberałami twierdząc, iż "wyborcy ich odrzucili". W innym miejscu gazeta pisze, że "laburzyści przegrali, a liberałowie zostali upokorzeni".

W podobnym duchu piszą sprzyjające torysom gazety "Daily Mail" i "Daily Express". Sprzyjający laburzystom "Mirror" wskazał, iż "Cameron nie wymierzył ciosu, który powalałby Browna" i "jest on w położeniu kogoś, komu zatrzaśnięto drzwi przed nosem".

Źródło: PAP