Yingluck Shinawatra, siostra wygnanego z kraju i oskarżonego o wielką korupcję premiera Thaksina Shinawatry, poprowadziła partię brata do wielkiego zwycięstwa w wyborach. Ich "Partia dla Tajów", zdobyła 265 miejsc w 500-osobowym parlamencie. Główny przeciwnik, wspierana przez wojsko i dwór królewski Partia Demokratyczna, ma tylko 160 miejsc.
W reakcji na porażkę, obecny minister i przewodniczący Demokratów zapowiedział, że rezygnuje z kierowania swoją partią. - Wyniki wskazują na to, że zdobyliśmy mniej miejsc niż w 2007 roku. Jako dobry przywódca organizacji, biorę całkowitą odpowiedzialność. Dlatego też rezygnuję - powiedział Abhisit Vejjajiva.
Jak ogłosił odchodzący minister obrony, wojsko również przyjęło do wiadomości wynik głosowania i nie będzie blokować utworzenia nowego rządu. - Mogę jasno powiedzieć, że nie planowaliśmy robić niczego, co mogłoby zaszkodzić państwu - powiedział Prawit Wongsuwan. Zapewnienie ministra ma duże znaczenie, bo to właśnie wsparcie wojska pozwoliło przeciwnikom Thaksina obalić jego rząd, zmusić go do ucieczki i przez lata tłumić protesty jego zwolenników.
Delikatna równowaga
Wyniki wyborów nie są jeszcze oficjalne, ale te aktualne zostały podane po przeliczeniu niemal 100 procent głosów. Ewentualne zmiany będą minimalne i nie zagrożą decydującemu zwycięstwu "Partii dla Tajów".
Rodzeństwo Shinawatra ma poparcie biedniejszych warstw społeczeństwa. Ich przychylność zdobywają populistycznymi hasłami, jak "tablety dla każdego ucznia" czy "zwiększenie płacy minimalnej". Pytana o to, w jaki sposób chce zrealizować takie zamierzenia bez szkodzenia gospodarce, która przyrosła w 2010 r. o osiem procent PKB, Yingluck zapewnia, że nie ma się czego bać. - Wiemy co robić. Zmniejszymy koszty życia i zwiększymy dochody, które oddamy ludowi - mówiła szefowa zwycięskiej partii.
Największe obawy towarzyszące wyborom, były związane z reakcją wojska i zwolenników przegranej Partii Demokratycznej. Po oświadczeniu ministra obrony, ryzyko tego pierwszego wydaje się nikłe. Główna gazeta wspierająca przegranych Demokratów zatytułowała swój artykuł komentujący wynik "Wybory się skończyły, ale nienawiść pozostała", jednocześnie wezwała swoich czytelników do "pojednania".
Wyniki wyborów mogą przynieść Tajlandii bardzo wyczekiwaną po sześciu latach niepokojów stabilizację. Po obaleniu Thaksina w 2005 roku, jego zwolennicy - pod szyldem "czerwonych koszul" - niemal nieustannie protestowali. Jednak koalicja generałów, zamożnych rodzin i dworu królewskiego tłumiła opozycję. Rok temu w ostrych starciach w Bangkoku zginęło 91 osób, a około 2 tys. zostało rannych.
Źródło: Reuters