Często do nas strzelali, mieliśmy mnóstwo niewybuchów. To było straszne, po prostu straszne - opowiada 54-letni farmer w rozmowie z "Politico". Rosyjscy żołnierze zaminowali jego wszystkie pola i wyruszyli na "wyprawę łowiecką" na krowy, które nie zostały jeszcze zabite przez pociski lub odłamki. Zginęła połowa inwentarza, zniszczone zostały budynki i maszyny. Potem obrabowali jego dom.
Z powodu trwającej wojny nie wszystkim ukraińskim rolnikom udało się zasiać tej wiosny pszenicę, kukurydzę, słoneczniki czy soję. Marija Dudik, dyrektorka Ukraińskiego Narodowego Forum Rolniczego, przyznała w rozmowie z portalem "Politico": - Jeszcze pięć czy sześć tygodni temu szacowaliśmy, że rolnicy mogli obsiać tylko 30-40 procent naszej powierzchni terenów upraw.
Wciąż nie wiadomo, czy rolnikom uda się zebrać zasiane plony. Dudik rozważa scenariusz, w którym Rosjanie mogą zaatakować w okresie żniw, by ukraść zebrane zboże. Do tego zdaniem władz w Kijowie, Rosja ukradła już ok. 400 tysięcy ton żywności z kontrolowanych przez siebie obszarów, a część z nich próbuje eksportować do sojuszników takich jak Syria.
Rosyjscy żołnierze urządzili "wyprawę łowiecką"
Portal "Politico" rozmawiał z jednym z ukraińskich farmerów. Grygorij Tkaczenko odbudowuje swoje gospodarstwo na 1500-hektarowym obszarze w okolicy Czernihowa. Uprawia tam kukurydzę i ziemniaki, produkuje krowie mleko. Grad rosyjskich pocisków spadł na jego ziemię na początku marca. Zniszczone zostały budynki i maszyny, zginęła połowa inwentarza i kobieta, która pracowała na farmie.
Atak Rosjan na jego wioskę Łukaszówkę trwał trzy dni. - Często do nas strzelali, mieliśmy mnóstwo niewybuchów. To było straszne, po prostu straszne - mówi 54-letni rolnik w rozmowie z "Politico". Rosyjscy żołnierze zaminowali jego wszystkie pola i wyruszyli na "wyprawę łowiecką" na krowy, które nie zostały jeszcze zabite przez pociski lub odłamki. Potem obrabowali dom Tkaczenki, zabierając nawet damską bieliznę. Tkaczenko twierdzi, że poradzi sobie z odbudową gospodarstwa, ale "problemem pozostają miny na polach".
"Nie wiem, jak przeżyć"
Gospodarstwo rolne Iwana Miszczenki znalazło się w samym środku pojedynku artyleryjskiego Rosjan i Ukraińców we wsi Poczepyna na północ od Kijowa. - Dwa kilometry po prawej były wojska rosyjskie, dwa kilometry po lewej nasze wojska. Pierwsze dwa dni spędziłem w domu, ale potem stało się to tak trudne do zniesienia, że musiałem wyjechać. Kiedy wróciłem, byłem w szoku. Mój dom, magazyn, stodoły... wszystko zostało zniszczone. Straciłem wszystko - powiedział 66-letni rolnik w rozmowie z "Guardianem". Mężczyzna prowadził hodowlę kilkudziesięciu krów i uprawiał 100-hektarowe pole pszenicy, które w marcu stało się areną krwawych zmagań.
Pociski artylerii rosyjskiej i ukraińskiej zniszczyły jego magazyn, szopę i dom, w którym mieszkał z żoną oraz synem. Jak podaje "Guardian", co najmniej 20 jego krów zostało zastrzelonych. Zwierzęta gospodarskie, które przeżyły bombardowania, wyglądają dziś jak skóra i kości, bo zapasy siana spłonęły.
Brak paliwa i zniszczenie maszyn spowodowały, że Miszczenko nie będzie mógł zebrać plonów nawet z tych pól, które nie ucierpiały wskutek działań wojennych. Mężczyzna wylicza: - Kolejny problem to nawozy. Kiedyś importowaliśmy je z Rosji i Białorusi. Niewystarczająca ilość nawozu oznacza, że plony są o 20-30 procent niższe.
Wojny nie przeżył też zięć Miszczenki, który zgłosił się do wojska na ochotnika. Zginął w obronie Marakowa.
Rozminowanie pól może zająć od trzech do pięciu lat
Celowe atakowanie przez Rosję gospodarstw rolnych uniemożliwia zasiew i zbiory na czarnoziemach - niezwykle żyznych glebach, które przecinają terytorium Ukrainy ze wschodu na zachód i z północy na południe. "Politico" podaje szacunki, wedle których nawet 10 milionów hektarów - jedna trzecia ukraińskich gruntów rolnych - zostało wycofanych z produkcji. - Albo z powodu zajęcia przez wojska rosyjskie, albo dlatego, że ziemia usiana jest minami lądowymi, niewybuchami czy zwęglonymi pozostałościami czołgów i innego sprzętu wojskowego - mówi cytowany przez portal Mychajło Amosow, ekspert ds. użytkowania gruntów w ukraińskiej ekologicznej organizacji pozarządowej Ecoaction. Zdaniem Amosowa rozminowanie wszystkich pól może zająć od trzech do pięciu lat.
- Widuję wielu rolników pracujących w kamizelkach kuloodpornych, ponieważ przebywanie na polu jest niebezpieczne - opowiada Amosow, podkreślając, że właściciele gospodarstw wciąż ryzykują życiem.
ONZ i Unia Europejska zaalarmowały we wspólnym raporcie, że w wyniku napaści Rosji spadła zdolność Ukrainy do produkcji żywności, co już powoduje spustoszenie na światowych rynkach i przyczynia się do wzrostu cen, a w efekcie zwiększenia problemu głodu na świecie.
Według Departamentu Stanu USA przed wojną dostawy pszenicy z Rosji i Ukrainy stanowiły prawie 30 proc. światowego handlu, a Ukraina jest czwartym co do wielkości eksporterem kukurydzy na świecie i piątym co do wielkości eksporterem pszenicy. Obecnie nie tylko uprawa roślin, ale również ich eksport stanowi wyzwanie dla Ukrainy. Aż 90 procent żywności było w przeszłości wywożone drogą morską, a obecnie Morze Czarne jest zablokowane przez Rosję. Szef Światowego Programu Żywnościowego (WFP) Davida Beasley ostrzegł, że "jeżeli ukraińskie porty nie zostaną odblokowane, to umrą miliony ludzi".
Źródło: Politico, The Guardian