Ma znakomite pochodzenie i nienaganne maniery, więc zwą go "Księciem". Premierowi Shinzo Abe nie zaszkodziła nawet dymisja w 2007 roku, gdy jego rządy okazały się czasem chaosu, skandali, dymisji i samobójstwa oskarżonego o korupcję ministra. Pod koniec ub.r. Japończycy dali mu drugą szansę. Dziś wzrost gospodarczy kraju jest tak duży, że ceny za swoje usługi podniosły nawet prostytutki z dzielnicy czerwonych latarni.
Shinzo Abe już ponad pięć miesięcy zwleka z wprowadzeniem się wraz z żoną do oficjalnej rezydencji szefa rządu. I wciąż nie podał powodu. Japońskie media podchwyciły więc plotki, jakoby premier obawiał się duchów, które nawiedzają budynek. W rezydencji w 1932 roku zamordowano bowiem premiera Tsuyoshi Inukaiego - prawicowi oficerowie marynarki wojennej wdarli się do środka, apelując, że "Japonia stacza się w przepaść dekadencji grożącej zagładą".
I choć budynek w 2000 roku przeszedł gruntowny remont, jak podaje gazeta "Ashai", plotki o duchach go nawiedzających, krążą wśród personelu do dziś.
Jeden dziadek zbrodniarzem wojennym, drugi laureatem Nobla
Dla Abe przeprowadzka do siedziby japońskich premierów to kontynuacja rodzinnej tradycji. 59-letni premier wywodzi się bowiem z elity politycznej kraju. Jak wyjaśnia japonistka Dorota Hałasa, autorka książki "Życie codzienne w Tokio", japońscy politycy zdobywają popularność nie tylko dzięki poglądom, ale przynależności do politycznego establishmentu. "Podobnie, jak jedna trzecia członków parlamentu, Shinzo Abe należy do tak zwanych seshū-giin, czyli tych, którzy niejako odziedziczyli miejsce po swoich dziadkach i ojcach" - twierdzi.
Brat dziadka Abe - Eisaku Sato - najdłużej w historii Japonii sprawował urząd premiera. Rządził krajem trzykrotnie, przez osiem lat, a na koniec życia dostał Pokojową Nagrodę Nobla. Ale konserwatywne poglądy Shinzo Abe odziedziczył po drugim dziadku (ze strony matki) - Nobusuke Kishim. Podczas wojny Kishi brał udział w ujarzmianiu Chin, a jako minister przemysłu i handlu był odpowiedzialny za działalność gospodarczą w utworzonym przez Japonię w chińskiej Mandżurii marionetkowym państwie Mandżukuo, gdzie wojsko pracowało nad bronią biologiczną, testując ją na więźniach. Gdy w kraju zabrakło rąk do pracy, polecił sprowadzić pracowników z okupowanych Chin i Korei - podobno wykorzystywano wówczas blisko 800 tys. osób.
Po wojnie trzy lata spędził w więzieniu jako zbrodniarz wojenny klasy A, nie stanął jednak przed trybunałem wojskowym, bo władze okupacyjne uznały, że nie ma dostatecznych dowodów jego winy. A w 1957 roku został premierem.
Z kolei ojciec Shinzo Abe - Shintaro Abe - był najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych w powojennej historii kraju. Wraz z synem, który był jego asystentem i sekretarzem, odwiedził także w Polskę w 1985 roku. Tylko choroba nowotworowa przeszkodziła mu w objęciu urzędu premiera.
Dymisja po serii skandali
Obecny szef rządu Japonii nie tylko od dzieciństwa nabierał apetytu na władzę, ale jego kariera wyrosła w dużej mierze na politycznym fundamencie stworzonym przez dziadka i ojca. Miał łatwy dostęp do funduszy na kampanię - większość politycznych datków pochodzi z tych samych źródeł, co te uzyskane na działalność polityczną ojca. Zaś jego najważniejsze poglądy to podstawa tego, co głosił dziadek - zmiana konstytucji wprowadzonej przez okupujące Japonię wojska amerykańskie i stworzenie pierwszej od wojny prawdziwej armii.
Ostatnio jednak nauczył się pragmatyzmu w głoszeniu poglądów. Zwłaszcza po tym, jak w 2007 roku - po zaledwie roku urzędowania - kończył pierwszą kadencję na stanowisku premiera w niesławie. Oficjalnie zrezygnował z powodów zdrowotnych, ale w rzeczywistości musiał się podać do dymisji po serii skandali - kilku jego ministrów wplątało się w afery finansowe, a minister rolnictwa po oskarżeniach o korupcję popełnił samobójstwo.
Drugie podejście do wielkiej polityki okazało się skuteczniejsze. Pod koniec ub.r. Partię Liberalno-Demokratyczną poprowadził do wygranej w wyborach parlamentarnych. W miesięczniku "Bungeishunjū" najpierw przeprosił wyborców za "porzucenie stanowiska", a potem przekonywał, że "jest innym człowiekiem i zasługuje na nową szansę".
Pod hasłem "Odzyskajmy Japonię" zapowiedział rewolucję, która ma odmienić kraj. I do reform zabrał się z takim zapałem, że wraz z objęciem stanowiska premiera na tokijskiej giełdzie rozpoczęła się wielka hossa. W jej trakcie - przy wsparciu drukującego pieniądz banku centralnego - indeks Nikkei w szczytowym okresie zyskał aż 80 procent. Japońska gospodarka po długim okresie recesji ożywiła się.
Lubi lody, nie pije alkoholu, sam sadzi ryż
Efekt? Działania rządu cieszą się ponad 70-procentowym poparciem Japończyków. Czemu najmłodszy premier Japonii od końca II wojny światowej umiejętnie pomaga, bo jako mistrz PR operuje szeroką gamą chwytliwych ruchów.
Na stronie Kancelarii Premiera na Facebooku sam niemal codziennie wstawia filmy i zdjęcia, na których chwali się nową fryzurą, zdradza, że lubi lody i nie pije alkoholu, ale uwielbia sproszkowaną zieloną herbatę. Pokazuje, że pracuje nawet na pokładzie rządowego samolotu, a siedząc za kierownicą maszyny rolniczej potrafi sadzić ryż. Abe pokazuje także swój ciepły i sympatyczny wizerunek, np. stojąc z żoną w ubraniu roboczym na polu golfowym ("Mój wynik to tajemnica państwowa" - żartuje).
Słynne są też jego obrazowe porównania i bon moty. Najsłynniejszym są "Trzy strzały", które - jako miłośnik łucznictwa - utożsamił z trzema elementami planu odbudowy gospodarczej Japonii. Co jest nawiązaniem do popularnej bajki o trzech braciach, którzy działając razem, okazali się nie do złamania, tak jak złożone razem strzały.
Ekonomiczne gazety, które porównują go do Supermana, już prorokują: "Niezależnie od finału ten wielki eksperyment, który na japońskiej gospodarce przeprowadza ekipa Shinzo Abe, z całą pewnością znajdzie się kiedyś w podręcznikach do historii gospodarczej świata. Jedynymi niezadowolonymi mogą być bywalcy Kabukichō, tokijskiej dzielnicy czerwonych latarni: prostytutki po raz pierwszy od lat podniosły ceny".
Autor: Agnieszka Kowalska//gak / Źródło: tvn24.pl, creativa.amu.edu.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shinzo Abe/Facebook