- Amerykańscy dyplomaci zostali zabici w Bengazi w wyniku ataku terrorystycznego - oznajmił po raz pierwszy oficjalnie przedstawiciel władz USA. Dotychczas napaść na konsulat formalnie przypisywano wzburzonym tłumom.
Do ataku na konsulat w Bengazi doszło w nocy z 11 na 12 września. W jego następstwie zginął ambasador USA w Libii i trzej inni Amerykanie. - Jest oczywiste, że to, co stało się w Bengazi, było atakiem terrorystycznym - powiedział w czwartek rzecznik Białego Domu Jay Carney.
"Spontaniczny" zamach Na początku rząd USA przedstawiał tragiczny incydent w Libii jako efekt "spontanicznego" protestu radykalnych muzułmanów przeciwko filmowi, który obrażał proroka Mahometa. Wywołało to krytykę ze strony republikańskiej opozycji, której zdaniem administracja prezydenta Baracka Obamy bagatelizuje groźbę islamskiego terroryzmu. Prezydent Libii Muhammad al-Magariaf powiedział zaraz po ataku, że był on "z pewnością z góry zaplanowany". Nastąpił 11 września - w 11. rocznicę ataku Al-Kaidy na USA.
Szukanie sprawców
Carney powiedział, że śledztwo w sprawie zabójstwa ambasadora Christophera Stevensa jeszcze trwa. W piątek do Bengazi mają przybyć funkcjonariusze FBI, którzy będą współpracować w dochodzeniu z władzami libijskimi.
Desygnowany na premiera Libii Mustafa Abu Szagur powiedział, że w związku z atakiem na amerykański konsulat aresztowano ośmiu Libijczyków. O "ataku terrorystycznym" wspomniał także w środę w Kongresie szef Krajowego Centrum Antyterrorystycznego (NCTC) Matthew Olsen. Powiedział on jednak, że wciąż "nie ma dowodów" na to, że atak był wcześniej zaplanowany.
Autor: mk/tr / Źródło: PAP