Nie należy skreślać Partii Konserwatywnej jako siły politycznej, niezależnie od spodziewanej klęski wyborczej - uważają eksperci z think tanku UK in a Changing Europe.
W sondażach przed wyznaczonymi na 4 lipca wyborami do Izby Gmin poparcie dla rządzących w Wielkiej Brytanii od 14 lat konserwatystów oscyluje ostatnio w okolicach 20 procent, czyli jest dwukrotnie mniejsze niż dla opozycyjnej Partii Pracy. Dogania ich, a czasem nawet przegania, prawicowo-populistyczna partia Reform UK.
Sondaże z poszczególnych okręgów wskazują, że spośród 365 mandatów zdobytych w 2019 roku konserwatystom może zostać nawet mniej niż 100, co byłoby najgorszym wynikiem w 190-letniej historii partii. W związku z tymi prognozami, lider Reform UK Nigel Farage mówi, że jego ugrupowanie zastąpi w przyszłości Partię Konserwatywną w roli głównej siły na prawej stronie brytyjskiej sceny politycznej.
"Nigdy nie należy przekreślać najstarszej na świecie machiny do wygrywania wyborów"
Eksperci z UK in a Changing Europe na spotkaniu z dziennikarzami ze Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej w Londynie zaznaczali, że "nigdy nie należy przekreślać najstarszej na świecie machiny do wygrywania wyborów, jaką jest Partia Konserwatywna". - Nie sądzę, by nawet bardzo dotkliwa porażka spowodowała, że zamkną kram i wycofają się z interesu – powiedział Rob Ford, wicedyrektor think tanku. Jak ocenia, są przynajmniej dwa istotne powody, by uważać, że bardziej prawdopodobna jest odbudowa Partii Konserwatywnej niż jej zastąpienie przez Reform UK.
- Po pierwsze, geografia wyborcza. Głosy na Reform UK rozkładają się dość równomiernie, co znaczy, że wszędzie dostają pewne poparcie, ale prawie nigdzie największe. Przy proporcjonalnej ordynacji to nie byłoby problemem, ale w naszym systemie większościowym nie przekłada się to na mandaty. Zatem jest bardzo mało prawdopodobne, by Reform UK miała ich więcej niż konserwatyści - wyjaśniał.
Po drugie - dodał - "Reform UK ma ograniczony elektorat, do którego się odwołuje". - Jest mnóstwo wyborców, którzy na pewno na nich nie zagłosują i którzy nie znoszą Nigela Farage’a. Ich antysystemowy, antyelitystyczny odzew trafia do około 20 procent elektoratu i nie będzie im łatwo rozszerzyć tę bazę, a 20 procent nie wystarcza w naszym systemie, by być realną opozycją. Zatem raczej postawiłbym na odbudowę konserwatystów niż ich zastąpienie - wyjaśnił.
Nawiązując do geografii wyborczej jako bariery dla Reform UK dyrektor UK in a Changing Europe, profesor Anand Menon przypomniał, że w 2015 roku Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), czyli poprzednie ugrupowanie Farage’a, dostało prawie 4 miliony głosów i zdobyło jeden mandat poselski, podczas gdy Szkocka Partia Narodowa uzyskała 1,5 miliona głosów, ale na bardzo skoncentrowanym geograficznie obszarze, co dało jej 56 mandatów.
"Wygląda na to, że Partia Konserwatywna będzie bardziej prawicowa niż obecnie"
- To, jak szybko konserwatyści odbudują się po wyborach i w jakim kierunku pójdzie ta partia, zależy od tego, kto z jej posłów się utrzyma w Izbie Gmin i jaka będzie w efekcie ideologiczna pozycja partii parlamentarnej. Jeśli prognozy dotyczące wyników w poszczególnych okręgach się potwierdzą, wygląda na to, że Partia Konserwatywna będzie bardziej prawicowa niż obecnie, a wpływy centrowej frakcji znikną, bo jej posłowie po prostu nie zdobędą ponownie mandatów - mówiła analityczka think tanku Sophie Stowers.
Uważa ona, że kluczowymi postaciami w rozgrywce o przywództwo Partii Konserwatywnej po Rishim Sunaku będą była minister spraw wewnętrznych Suella Braverman, jej poprzedniczka na tym stanowisku Priti Patel oraz obecna minister biznesu i handlu Kemi Badenoch, a wszystkie trzy są kojarzone z prawym skrzydłem partii.
Rob Ford zwrócił uwagę, by pamiętać, w jaki sposób konserwatyści wybierają swojego lidera – najpierw ich posłowie spomiędzy siebie wyłaniają dwóch kandydatów, a z nich ostatecznego wyboru dokonują w głosowaniu szeregowi członkowie partii. - A członkowie Partii Konserwatywnej obecnie bardzo skłaniają się na prawo. Zatem wyłączywszy sytuację, że porażka okaże się tak duża, iż będą się kierować wybieralnością partii - tak było, gdy liderem został w 2005 roku David Cameron - jest prawdopodobne, że głosując ideologicznie wybiorą bardziej prawicowego z dwóch kandydatów. Tak jak zrobili wybierając dwa lata temu Liz Truss - ocenił.
- Instynktowna reakcja członków partii w obliczu porażki wyborczej zwykle jest taka, że gdy chodzi o partię prawicową, przegraliśmy, ponieważ nie byliśmy wystarczająco prawicowi, gdy chodzi o partię lewicową - przegraliśmy, ponieważ nie byliśmy wystarczająco lewicowi - dodał profesor Menon.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA/ANDY RAIN