Wariacka strategia Obamy


"Dziwaczna moralnie", "wariacka" - to określenia, jakich publicysta 'Washington Post" użył w stosunku do nowej strategii nuklearnej, którą kilka dni temu ogłosiła administracja prezydenta Baracka Obamy.

Prezydentowi USA dostało się od Charlesa Krauthammera.

Celem jego krytyki stała się strategia (skrót: NPR - Nuclear Posture Review), która mówi między innymi, że Stany Zjednoczone nie użyją broni jądrowej przeciwko państwu, które takiej broni nie posiada, a jedynie przeciwko krajom, które dysponują głowicami. Amerykańska broń nuklearna nie odpowie na broń chemiczną ani biologiczną. Takie warunki będą dotyczyć jednak tylko krajów, które przestrzegają Traktatu o Nierozprzestrzenianiu Broni Nuklearnej.

W co wierzy administracja

"Administracja zdaje się wierzyć, że ograniczając groźbę odwetu i zmniejszając stopień, w jakim polegamy na broni nuklearnej, zniechęca (innych) do rozprzestrzeniania broni jądrowej" - pisze Krauthammer. I - jak zaznacza - jest wręcz odwrotnie.

Publicysta przywołuje zapis nowej doktryny o tym, że USA nie zaatakują bronią atomową krajów, które podpisały traktat o jej nierozprzestrzenianiu (NPT) i przestrzegają go - nawet w wypadku użycia przez te państwa wobec USA broni chemicznej lub biologicznej. "Na mocy starej doktryny, popieranej przez każdego prezydenta z obu partii przez dekady, każdy agresor narażał się na katastrofalną nuklearną odpowiedź USA" - przypomina.

Wyobraźcie sobie scenariusz: setki tysięcy zabitych leżą na ulicach Bostonu po ataku z użyciem wąglika lub gazu paraliżującego. Prezydent niezwłocznie zwołuje prawników, by określili, czy kraj atakujący przestrzega NPT. Jeśli okaże się, że napastnik jest na bieżąco z ostatnimi inspekcjami MAEA, jest chroniony przez nuklearnym odwetem Charles Krauthammer

Zdaniem Krauthammera, choć tej groźby nigdy nie zweryfikowano, to najważniejsze jest to, że okazała się skuteczna. To właśnie odstraszanie - pisze Krauthammer - jest głównym zadaniem doktryny nuklearnej - "polityka obliczona na to, by ten drugi pomyślał dwa razy".

Wyobraźnia dziennikarza

Krauthammer odmalowuje następnie dość tragiczny obraz. "Wyobraźcie sobie scenariusz: setki tysięcy zabitych leżą na ulicach Bostonu po ataku z użyciem wąglika lub gazu paraliżującego. Prezydent niezwłocznie zwołuje prawników, by określili, czy kraj atakujący przestrzega NPT. Jeśli okaże się, że napastnik jest na bieżąco z ostatnimi inspekcjami MAEA, jest chroniony przez nuklearnym odwetem" - ironizuje.

I dodaje: "Czy ktokolwiek wierzy w to, że bardziej przekonamy Koreę Północną lub Iran do wyrzeczenia się broni nuklearnej, ponieważ mogłyby przeprowadzić atak biologiczny lub chemiczny na USA nie obawiając się odwetu z użyciem tej broni"?

Strategia na odwrót

Publicysta przypomina, że "wiele małych krajów przez pół wieku polegało na rozszerzonym parasolu nuklearnym USA". Jak pisze, od czasów II wojny światowej mniejsze państwa zaniechały "pozyskiwania broni odstraszającej - jądrowej, biologicznej i chemicznej - właśnie dlatego, że pokładały zaufanie w stanowczości, sile i niezawodności amerykańskiego odstraszania".

Zdaniem publicysty, teraz, państwa te będą myśleć że powinny zatroszczyć się same o swoją obronę oraz w razie konieczności, nawet pozyskać broń jądrową. "Nie ma silniejszego bodźca dla hiper-rozprzestrzeniania (tej broni) niż zwinięcie amerykańskiego parasola nuklearnego" - uważa Krauthammer.

Źródło: PAP