Źródło tego kryzysu tkwi w wielu złożonych kwestiach, a żadna ze stron nie zgodzi się na utratę terytorium. Tak eksperci do spraw Azji Środkowej komentują tragiczne wydarzenia, do których doszło w Kotlinie Fergańskiej.
Kotlina przed II wojną światową została podzielona między sowieckie republiki: tadżycką, uzbecką, a potem jeszcze kirgiską. Pod przymusem Moskwy trwały w ścisłej współpracy gospodarczej, wspólnie korzystały też z ziemi i wody. Ale Związek Radziecki się rozpadł, a na wspólnej granicy postały dziesiątki spornych obszarów, które wcześniej nie miały większego znaczenia.
Do rozpadu ZSRR granice były bardziej gospodarcze, niż państwowe, z podziałem na gospodarstwa rolne i hodowlane, z dostępnej do wspólnych ujęć wody. - Problemy zaczęły się piętrzyć, gdy pojawiły się obce dla tego regionu granice i kiedy władze lokalne postanowiły odłożyć w czasie wiele skomplikowanych kwestii, co było błędem - mówi portalowi azerbejdżańskiej gazety "Zierkało" kirgiski ekspert Denis Berdakow.
Pod koniec kwietnia, w pobliżu ujęcia wody Gołownoj, na spornym obszarze między Kirgistanem a Tadżykistanem, doszło do starć. Tadżyccy pogranicznicy instalowali w pobliżu dystrybutora wody kamery, mieszkańcy kirgiskich wsi byli temu przeciwni. Spór przerodził się w wymianę ognia. Do granicy ściągnięto wojsko z obydwu stron. Mieszkańców pobliskich wiosek ewakuowano. Po obydwu stronach są ofiary śmiertelne i ranni.
- Ostatni konflikt wybuchł na obszarze 10-15 kilometrów kwadratowych, ale przebiega w tym miejscu kluczowa droga dzieląca region na pół i kluczowe ujęcie wody, zbudowane jeszcze w czasach radzieckich i zaopatrujące w wodę sąsiednie obszary obecnie niepodległych państw. Tamtędy przebiega także droga do tadżyckiej enklawy Woruch, położonej w górach Kirgistanu. Jednak głównym powodem konfliktu jest to, że zarówno Kirgizi, jak i Tadżykowie uważają tę ziemię za swoją - przypomina Berdakow.
- Z mojego punktu widzenia niemożliwe jest wytypowanie granicy w taki sposób, aby zostało to zaakceptowane przez jedną lub drugą stronę, bez potrzeby przesiedlania ludzi. Żadna ze stron nie zgodzi się na takie rozwiązanie, nie zgodzi się na utratę terytorium - mówi Radiu Swoboda Anna Matwiejewa, rosyjska ekspert do spraw państw Azji Środkowej.
- Tadżykistan na pewno na to się nie zgodzi, bo miejsca te są dla niego ważne, są bardzo gęsto zaludnione. Sytuacja ta kumuluje się od wielu lat, na tle nierozwiązanej kwestii tego problemu zaczęły się pogarszać stosunki międzyetniczne, które wcześniej były dość spokojne. W grę wchodzą emocje, ludzie mają coraz mniej cierpliwości, nie tolerują, że coś jest rozwiązywane nie na ich korzyść - dodaje Matwiejewa.
Rachmon "rozwiał spekulacje"
- Obecne starcie stało się najpoważniejszym ze wszystkich. Na granicy Kirgistanu i Tadżykistanu periodycznie dochodziło do starć: miejscowi obrzucali się kamieniami, czasami dochodziło do tego, że strzelali do siebie pogranicznicy z obydwu krajów. Tym razem jednak kryzys się nasilił - mówił Radiu Swoboda Edward Lemon, znawca Azji Środkowej z Uniwersytetu Teksańskiego.
- Źródło tego kryzysu tkwi w wielu bardzo złożonych kwestiach. Granice nie zostały określone. Kiedy obie strony zaczęły rozwiązywać problemy graniczne, które ciągnęły się od czasu rozpadu ZSRR, pojawiły się plotki. W Tadżykistanie mówiono, że "enklawa Woruch zostanie przekazana w zamian za inny odcinek ziemi". Ale kilka tygodni temu prezydent tego kraju Emomali Rachmon udał się do Woruchu, aby rozwiać te spekulacje. Przyczyną ostatniego konfliktu było zwykłe nieporozumienie ze względu na ujęcie wody, ale sytuacja szybko się pogorszyła - dodał Lemon.
Nowy "punkt zapalny"
Eksperci są zgodni - każdy konflikt zbrojny między Kirgistanem i Tadżykistanem jest zagrożeniem dla pokojowego życia w całym regionie. Kirgiska politolog Czynara Esengul w rozmowie z rosyjską sekcją BBC prognozuje, że "w najgorszym przypadku eskalacja konfliktu grozi przekształceniem się w długotrwałe, trudne do rozwiązania spory, które doprowadzą do wielu ofiar, wrogości społecznej utrzymującej się przez kilka pokoleń i dużych strat infrastrukturalnych".
"Destabilizacja regionu może potencjalnie wpłynąć na sytuację w Uzbekistanie, a biorąc pod uwagę bliskość talibów w Afganistanie, skąd wkrótce zostaną wycofane wojska amerykańskie, może powstać nowy punkt zapalny w tym już łatwopalnym regionie. W tej chwili z powodu częstych konfliktów najbardziej jednak cierpią mieszkańcy terenów przygranicznych" - odnotowała BBC.
Źródło: Radio Swoboda, BBC, zerkalo.az, tvn24.pl