W nocy z czwartku na piątek, przed godziną 3 czasu polskiego, Izrael rozpoczął atak na Iran. W kolejnych dniach pociski spadły także na stolicę kraju, Teheran, którą zamieszkuje 12 milionów ludzi. Zaatakowane zostały nie tylko obiekty wojskowe, rakiety spadły również na osiedla zamieszkiwane przez cywilów.
Irańskie ministerstwo zdrowia podało w niedzielę, że w izraelskich atakach na Iran zginęły od piątku co najmniej 224 osoby, hospitalizowano 1277 rannych. - Sytuacja jest o tyle trudna, że w Teheranie czy innych miastach nie ma schronów - mówił Mehdi Chamran z rady miasta - Ludzie powinni korzystać z tuneli czy piwnic.
Mieszkańcy Teheranu o życiu w mieście
Izraelski minister obrony Israel Kac zapowiedział w poniedziałek rano, że mieszkańcy Teheranu "zapłacą, i to wkrótce" za irańskie ataki z ostatniej nocy m.in. na Tel Awiw i portowe miasto Hajfa. Ataki są odwetem za trwającą operację Izraela, której deklarowanym celem jest zlikwidowanie zagrożenia ze strony irańskiego programu nuklearnego i rakietowego. W dotychczasowych uderzeniach na Iran Izrael zaatakował m.in. zakłady wzbogacania uranu, cele wojskowe, magazyny paliw, pola gazowe i lotniska.
BBC rozmawiało z teherańczykami o sytuacji, w jakiej się znaleźli. - Teheran nie jest bezpieczny, to oczywiste. Nie mamy alarmów ani systemu ostrzegającego o izraelskich nalotach. Słyszymy tylko odgłos wybuchu i pozostaje nam mieć nadzieję, że to nie nasz dom został zaatakowany - powiedział mieszkaniec stolicy Iranu w rozmowie z BBC. - Ale dokąd mamy się udać? Nigdzie nie jest bezpiecznie - skwitował.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
"The Guardian" cytuje wiadomość od 25-letniej kobiety, która znalazła się blisko strefy bombardowania. "To jest masakra, naloty się nie kończą", "W powietrzu unosi się zapach śmierci" - pisała w wiadomości.
Osoba, której udało się opuścić Teheran, stwierdziła w rozmowie z BBC, że "to nie jest jej wojna". - Po prostu chcę przeżyć z moją rodziną - dodała. Inna kobieta relacjonowała, że nie śpi już od dwóch nocy, a naloty przypominają jej sytuację z lat 80., gdy była dzieckiem i razem z rodziną szukała schronienia podczas wojny iracko-irańskiej, która trwała od 1980 do 1988 roku. - Różnica jest taka, że wtedy słyszeliśmy syreny czy chociaż ostrzeżenie, że dojdzie do ataku, teraz podczas bombardowania nie ma żadnego powiadomienia - mówiła.
Inna mieszkanka Teheranu przyznała w rozmowie z reporterami, że myślała o tym, by opuścić miasto. - Mieliśmy udać się do mniejszych miast czy wiosek, gdziekolwiek, ale każdy z nas ma tu bliskich, którzy nie mogą wyjechać, i to o nich myślimy - przyznała. - To czego doświadczamy, nie jest uczciwe, nie jest uczciwe wobec Irańczyków - dodała.
- Ludzie biegają po ulicach i krzyczą. Bycie na zewnątrz jest bardzo niebezpieczne, ale nie ma innej możliwości - mówi Reza (imię zmienione), 21-letni student w rozmowie z "The Guardian". Na stacjach benzynowych są ogromne kolejki, na drogach wylotowych z miasta stoją ogromne korki, co dodatkowo utrudnia ewakuację.
Problemem dla mieszkańców Teheranu są nie tylko kolejki do tankowania czy bankomatów. Wielu mieszkańców stolicy ryzykuje życie, by zostać z bliskimi w mieście. - Nie mogę wyjechać z Teheranu, nie zostawię moich starszych rodziców, którzy nie dadzą rady udać się w długą podróż. A nie wyjadę samotnie. Poza tym muszę pracować. Co mam teraz zrobić? - pyta kolejna osoba. Strach o bliskich potęgują problemy z internetem. Z wieloma osobami nie można się skontaktować, nie zawsze jest też dostęp do informacji.
Atak Izraela na Iran
Izrael rozpoczął w piątek nad ranem zmasowane ataki na Iran, twierdząc, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Premier Izraela Benjamin Netanjahu mówił tego dnia, że Iran ma wystarczającą ilość wzbogaconego uranu, by zbudować dziewięć bomb atomowych. Iran nazwał atak "deklaracją wojny" i odpowiedział nalotami z użyciem rakiet balistycznych na Izrael.
Obie strony zapowiadają kolejne uderzenia. Światowi przywódcy wzywają do deeskalacji i powrotu Iranu do negocjacji w kwestii programu jądrowego tego państwa.
Autorka/Autor: zeb//az, adso
Źródło: The Guardian, BBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/ABEDIN TAHERKENAREH