Nie jest jasne, czy wysokościomierze śmigłowca Black Hawk, który zderzył się z samolotem pasażerskim American Airlines 29 stycznia koło Waszyngtonu, wskazywały prawidłową wysokość pilotom - twierdzą śledczy z Krajowej Rady Bezpieczeństwa w Transporcie (NTSB). W katastrofie zginęło 64 pasażerów samolotu i 3-osobowa załoga helikoptera.
Przewodnicząca Krajowej Rady Bezpieczeństwa w Transporcie (NTSB) Jennifer Homendy poinformowała, że zderzenie śmigłowca z samolotem "CRJ" nastąpiło na wysokości 84,7 m. Śmigłowiec nie powinien znajdować na wysokości większej niż 61 m. Według Homendy nie jest jednak jasne, czy wysokościomierze wojskowej maszyny pokazywały pilotom właściwą wysokość.
Dochodzenie potrwa minimum rok
Jak dodała szefowa NTSB, którą cytuje radio publiczne NPR, śledczy "widzą sprzeczność danych" uzyskanych w wyniku badania rejestratorów lotu oraz innych dowodów. Piloci wojskowego śmigłowca mogli np. nie słyszeć w pełni niektórych komunikatów radiowych, jakie wysyłali do nich kontrolerzy ruchu lotniczego.
Homendy dodała, że załoga odrzutowca American Airlines zobaczyła helikopter około sekundy lub dwóch przed zderzeniem. Piloci podnieśli dziób samolotu o około dziewięć stopni tuż przed zderzeniem, ale było to działanie spóźnione. Zgodnie z przewidywaniami dochodzenie NTSB w sprawie katastrofy potrwa co najmniej rok.
Katastrofa pod Waszyngtonem
Jak poinformowała Federalna Administracja Lotnictwa USA (FAA), samolot pasażerski linii American Airlines obsługujący loty regionalne, który wystartował z miejscowości Wichita w stanie Kansas, zderzył się ze śmigłowcem wojskowym przy podchodzeniu do lądowania na lotnisku Ronalda Reagana w Waszyngtonie i spadł do rzeki Potomak.
Zginęły 64 osoby znajdujące się na pokładzie samolotu rejsowego oraz 3-osobowa załoga helikoptera Black Hawk.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/JIM LO SCALZO