Amerykańscy komentatorzy z obu głównych obozów politycznych uważają, że opublikowany w czwartek, częściowo utajniony, raport specjalnego prokuratora Roberta Muellera nikogo w pełni nie zadowolił. Po stronie republikanów pojawiają się jednak głosy, że demokraci powinni teraz przeprosić Donalda Trumpa za "bezpodstawne oskarżenia". Demokraci podkreślają natomiast, że teraz na Kongresie spoczywa odpowiedzialność, aby "rozliczyć prezydenta".
Republikanie w Kongresie, wtórując prezydentowi, powtarzają, że "nie było zmowy i nie było obstrukcji". Przewodniczący mniejszości republikańskiej w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy w wydanym w czwartek oświadczeniu ocenił, że "wszystko, co zobaczyliśmy, nie zmienia wyników 22-miesięcznego śledztwa Muellera, który nie doszukał się zmowy". "Czas pójść naprzód" - dodał. Steve Scalise, odpowiedzialny za dyscyplinę partyjną wśród republikanów w Izbie Reprezentantów, uważa, że demokraci powinni teraz przeprosić Trumpa za "nieprawdopodobne zarzuty, jakie przeciw niemu wysunęli". Zdaniem Scalise'a raport Muellera był "śmiertelnym ciosem zadanym bezpodstawnym teoriom spiskowym".
Demokraci: teraz odpowiedzialność spoczywa na Kongresie
Większość demokratów po wstępnej lekturze 448-stronicowego raportu, częściowo utajnionego ze względów bezpieczeństwa, wyciągnęło odmienne wnioski. W ich opinii raport nie rozwiał wątpliwości dotyczących Trumpa.
- Teraz na Kongresie spoczywa odpowiedzialność, aby rozliczyć prezydenta z jego działań - powiedział w czwartek przewodniczący komisji sprawiedliwości Izby Reprezentantów, demokrata Jerry Nadler. Bezpośrednio po publikacji raportu Muellera Nadler formalnie wezwał specjalnego prokuratora do złożenia zeznań przed komisją sprawiedliwości "nie później niż 23 maja". Nadler argumentuje, że ustawodawcy nie mogą "wierzyć na słowo prokuratorowi generalnemu Williamowi Barrowi". Zdominowana przez demokratów Izba Reprezentantów rozpoczęła już dochodzenia związane z finansami Trumpa i jego rodziny, z wydawaniem certyfikatów bezpieczeństwa dla niektórych członków administracji, w tym prezydenckiemu doradcy i zięciowi Jaredowi Kushnerowi, oraz relacji z niektórym państwami, takimi jak Arabia Saudyjska. Jednocześnie przywódcy demokratów w Kongresie, przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i przywódca demokratycznej mniejszości w Senacie Chuck Schumer, oskarżyli Barra - ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - o "partyjne manipulowanie" raportem.
Dwa warianty dla demokratów
Demokraci mają do wyboru: albo wykorzystać raport do rozpoczęcia procedury impeachmentu, albo użyć go przeciw Trumpowi w kampanii przed najbliższymi wyborami prezydenckimi w listopadzie 2020 roku. Pierwsza opcja grozi kolejnym impasem w pracach Kongresu i oskarżeniami, że demokraci stawiają interesy partyjne nad dobro państwa.
Dlatego - jak dał do zrozumienia w wypowiedzi dla telewizji CNN Steny Hoyer, przywódca większości demokratycznej w Izbie Reprezentantów, demokraci skłaniają się raczej ku drugiemu rozwiązaniu.
- Biorąc pod uwagę to, co widzieliśmy do tej pory, dążenie do impeachmentu nie jest teraz warte zachodu. Szczerze mówiąc, za półtora roku odbędą się wybory i amerykańskie społeczeństwo wtedy wyda wyrok - powiedział.
Główne wnioski raportu
W pierwszym tomie raportu, który koncentruje się na ingerencji Rosji w kampanię przed wyborami prezydenckimi w USA w 2016 roku, prowadzący dochodzenie odkryli "liczne kontakty między osobami związanymi z rosyjskim rządem a sztabem Trumpa", kontakty te nie stanowiły jednak "materiału dowodowego dającego podstawę do wysunięcia zarzutów karnych" - czytamy w raporcie, opublikowanym w czwartek na stronie ministerstwa sprawiedliwości. Dodatkowo zespół Muellera stwierdził, że "kilka osób związanych ze sztabem Trumpa kłamało na temat swoich kontaktów z osobami powiązanymi z Rosją oraz na temat związanych z tym spraw". Cytowana jest nawet wiadomość o treści: "[Prezydent Rosji Władimir] Putin wygrał", jaką niewymieniony z nazwiska rosyjski urzędnik miał otrzymać od swojego kolegi po zwycięstwie wyborczym Trumpa.
Przeciwnicy polityczni obecnego prezydenta USA koncentrują się na drugim tomie raportu, poświęconym zarzutom o utrudnianie przez niego dochodzenia. Zespół Muellera wymienia przynajmniej 10 sytuacji, w których zachodziło podejrzenie, że Trump próbował utrudniać działanie wymiaru sprawiedliwości. Większość tych prób, podejmowanych w celu zakończenia bądź utrudnienia śledztwa, nie powiodła się, ponieważ osoby z otoczenia prezydenta w Białym Domu zignorowały jego życzenia w tej sprawie bądź odmówiły ich spełnienia.
Raport zawiera konkluzję, że "prezydent nie popełnił przestępstwa, ale też nie oczyszcza go [z zarzutów – red.] – ten wniosek z przygotowanego przez Muellera dokumentu zostanie - zdaniem ekspertów prawnych - zapamiętany, nawet gdy wszyscy zapomną już o samym dochodzeniu.
Koniec gry?
"Nie powinno to być dla nikogo niespodzianką" - konstatuje Gerald Seib w piątek na łamach konserwatywnego "Wall Street Journal". "Uwalniając prezydenta (Donalda) Trumpa od odpowiedzialności karnej, a jednocześnie oświadczając, że nie jest w stanie całkowicie go oczyścić z wszystkich podejrzeń, Mueller zapewnił, że debata przenosi się z areny prawnej na polityczną" - ocenia.
Ambiwalentny wniosek z raportu jest także zapowiedzią - czytamy w "WP" - że wbrew czwartkowym twierdzeniom prezydenta na Twitterze o "końcu gry" wcale tak nie jest. Dodatkowo jest to - zdaniem komentatorów politycznych – zachęta dla demokratów w Kongresie, aby kontynuowali dochodzenie Muellera.
"Mueller doszedł do wniosku, że nie było nielegalnej współpracy między sztabem Trumpa a agentami Rosji, odmówił jednak rozstrzygnięcia, czy prezydent dopuścił się obstrukcji [wymiaru sprawiedliwości - red.]. Te dwa ogólne wnioski wystarczają, aby uznać czwartek za dobry dzień dla prezydenta, a zły dla jego przeciwników, którym dawniej wydawało się, że raport Muellera doprowadzi do jego [Trumpa - red.] upadku. Wszyscy, którzy oczekiwali jednoznacznego (...) dnia sądu ostatecznego, nie doczekali się go" - dodaje komentator "WSJ".
"Wprowadzanie w błąd
Większość mediów głównego nurtu, w tym liberalny "New York Times", przyłącza się do oskarżeń pod adresem Barra o manipulacje. "NYT" w piątkowym komentarzu redakcyjnym nazywa czterostronicowe streszczenie raportu, przedstawione przez Barra w marcu, "wprowadzającym w błąd". Dziennik argumentuje, że w streszczeniu minister nie ujawnił przypadków, w których zachodziło podejrzenie, że Trump utrudniał dochodzenie. "Następne kroki należą do Kongresu" - podkreśla "NYT".
Autor: momo//rzw / Źródło: PAP