Zacięty bój o demokratyczną nominację w wyścigu do Białego Domu trwa. Zdecydowane prowadzenie utrzymuje Hillary Clinton. Jej główny rywal Barack Obama ma sporo do nadrobienia.
Gdyby prawybory odbyły się dziś, na byłą Pierwszą Damę głosowałoby 45 procent wyborców Partii Demokratycznej oraz niezależnych skłaniających się ku Demokratom - wynika z najnowszego sondażu "Washington Post" i ABC News. Na Obamę, czarnoskórego senatora z Illinois - 30 procent. Pozostali kandydaci zostali daleko w tyle - zajmujący trzecie miejsce John Edwards dostał 12 procent poparcia, reszta nie przekroczyła 3 procent.
Na Clinton stawiają też wyborcy pytani, kto ma większe szanse pokonać w przyszłorocznych wyborach swego republikańskiego przeciwnika. Ponad połowa (54 procent) jest zdania, że wyścig po prezydenturę wygra była lokatorka Białego Domu. Na Obamę stawia niespełna jedna czwarta (22 procent).
Mimo że wszyscy dotychczasowi prezydenci Stanów Zjednoczonych byli białymi mężczyznami, płeć ani kolor skóry nie determinują szans na Biały Dom - przynajmniej w deklaracjach badanych. Na Afroamerykanina jest skłonnych głosować 86 procent Amerykanów, na kobietę - 79 procent.
Czy któreś z nich zostanie będzie następcą George'a W. Busha, dowiemy się w listopadzie przyszłego roku. Gdyby o Białym domu decydowała tylko ilość zebranych na kampanię pieniędzy, jego gospodarzem zostałby Demokrata. Nieoczekiwanie kandydaci tej partii zebrali łącznie o 100 milionów dolarów więcej (389 do 287 mln) niż ich konkurenci z Partii Republikańskiej.
Demokraci mają więc w tej chwili więcej funduszy na kosztowne telewizyjne ogłoszenia wyborcze, opłacanie konsultantów, organizowanie akcji zachęcania do głosowania i inne podobne wydatki. Ponadto większość tych pieniędzy pochodzi od niewielkich datków od indywidualnych sponsorów, podczas gdy Republikanów tradycyjnie wspierają wielkie korporacje. W tej konkurencji wygrywa Obama - na jego fundusz kampanijny wpłaciło pieniądze 250 tysięcy ludzi.
Źródło: PAP/Radio Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl