W samolocie lecącym z Nowego Jorku do Dallas we wtorek doszło do eksplozji silnika, a przez wybite okno ciśnienie niemal wyssało jedną z pasażerek. Piloci maszyny zdołali ostatecznie bezpiecznie wylądować w Filadelfii, trwa ustalanie przyczyn awarii. Jak podaje CNN, kobieta - mimo reanimacji - zmarła później w szpitalu.
Samolot pasażerski Boeing 737-700 linii Southwest Airlines we wtorek leciał z Nowego Jorku do Dallas. Na jego pokładzie znajdowało się 144 pasażerów i pięciu członków załogi.
Wszyscy myśleli, że spadniemy
Jednym z pasażerów był Marty Martinez. Jak relacjonował dla stacji CBS News, niedługo po starcie usłyszał głośny wybuch, a cały samolot się zatrząsł. - Najpierw była eksplozja, potem niemal natychmiast wypadły maski tlenowe i w ciągu chyba 10 sekund fragmenty silnika uderzyły w okno i wybiły je - mówił.
Cytowany w lokalnych mediach pastor Timothy Bourman powiedział, że nagle poczuł, jakby spadli 100 stóp (30 metrów). - Przez chwilę byliśmy jakby poza kontrolą. Wyglądało na to, że piloci przeżywali ciężkie chwile próbując zapanować nad samolotem. Szczerze, chyba wszyscy myśleli, że spadniemy - przyznał.
Okazało się, że doszło do wybuchu w lewym silniku samolotu. W efekcie rozpadła się jego obudowa, a odłamki podziurawiły kadłub i wybiły jedno z okien. Na opublikowanych w mediach społecznościowych zdjęciach widać poważne uszkodzenia silnika i jego zdekompletowaną, pogiętą osłonę.
Nieznane źródło awarii
Jak relacjonują amerykańskie media, siedząca przy wybitym oknie 43-letnia kobieta została "częściowo wyssana na zewnątrz" przez różnicę ciśnień. Pozostali pasażerowie zdołali złapać ją za nogi, gdy od pasa w górę znajdowała się już po drugiej stronie okna. Ranną, po wciągnięciu z powrotem do kabiny, natychmiast zaczęto reanimować.
"Straciliśmy fragment samolotu, trochę w związku z tym zwolnimy" - zgłaszał tymczasem wieży kontroli lotów kapitan Tammy Jo Shults. Do zapisu rozmowy dotarła telewizja NBC News. Kapitan spytany, czy na pokładzie doszło do pożaru, zaprzeczył, dodał jednak, że "mówią, że w burcie jest dziura i ktoś wypadł".
Maszyna zdołała ostatecznie wylądować awaryjnie na lotnisku w Filadelfii. Kobieta, która niemal została wyssana oknem z samolotu, w stanie krytycznym trafiła do szpitala, gdzie zmarła - podaje CNN. Zidentyfikowano ją jako Jennifer Riordan, podróżującą służbowo wiceprezes banku i matkę dwojga dzieci.
Z kolei NBC News podaje, że nie potwierdzono, że to właśnie kobieta, która częściowo znalazła się poza samolotem na wysokości 10 kilometrów, zmarła w szpitalu.
Siedmiu innym osobom, które odniosły niegroźne obrażenia, udzielono pomocy jeszcze na lotnisku.
Zostało wszczęte śledztwo mające ustalić przyczyny awarii. Szef Komisji Robert Sumwalt poinformował, że wstępne oględziny wykazały brak jednej łopatki w silniku, która musiała się oderwać się. - To niezwykle rzadkie, traktujemy więc sprawę bardzo poważnie - powiedział, zaznaczając, że "to nie miało prawa się zdarzyć".
Z danych Narodowej Komisji Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) wynika, że śmierć Riordan jest pierwszym wypadkiem śmiertelnym w lotnictwie komercyjnym w USA od 2009 roku.
Autor: mm/tr, adso / Źródło: Reuters, BBC, NBC