Student i aktywista społeczności LGBT na uniwersytecie w Atlancie został w sobotę zastrzelony przez policję. Wcześniej chodził po kampusie z nożem w ręku i nie reagował na wezwania funkcjonariuszy.
Późnym wieczorem w sobotę policja otrzymała zgłoszenie z kampusu uniwersyteckiego w Atlancie o "osobie uzbrojonej w nóż i broń palną". Po przybyciu na miejsce funkcjonariusze napotkali 21-letniego Scouta Schultza, studenta i aktywistę lokalnej społeczności LGBT.
Schultz, jak widać na amatorskim nagraniu ze zdarzenia, nie reagował na wielokrotne wezwania policji, by rzucił trzymany w ręku nóż. Nie reagował również na inne komendy, kilkakrotnie krzyknął też "zastrzelcie mnie!" i powoli zbliżał się w kierunku interweniujących policjantów.
Gdy po raz kolejny próbował podejść, jeden z nich oddał w jego kierunku strzał. Okazał się on śmiertelny. Student zmarł później w szpitalu.
Depresja, próba samobójcza
Matka zabitego 21-latka, który - jak mówi - nie czuł się ani kobietą, ani mężczyzną - skrytykowała policję za użycie w tej sytuacji broni. Powiedziała także, że jej dziecko cierpiało na liczne problemy zdrowotne, między innymi depresję, i miało za sobą próbę samobójczą. - Dlaczego nie użyto broni niezabijającej, jak gaz pieprzowy lub paralizator? - pytała, cytowana przez lokalne media.
Przy Schultzu, jak ustalono, nie znaleziono ostatecznie broni palnej, a jedynie nóż.
W ostatnich latach zabity przewodniczył uniwersyteckiej społeczności LGBT w Atlancie.
Autor: mm/adso/jb / Źródło: BBC News
Źródło zdjęcia głównego: Facebook - Scout Schultz