To niesamowite uczucie znów być z moją rodziną - przekazał Barry Jones w komunikacie cytowanym przez amerykańskie media. Mężczyzna w 1995 roku został skazany na karę śmierci za zabójstwo czteroletniej córki swojej partnerki i następne 28 lat spędził w celi śmierci. Władze po latach przeanalizowały zgromadzone dane i uznały, że Jones nie odpowiada za śmiertelne obrażenia, jakich doznało dziecko.
Pochodzący z Arizony 64-letni obecnie Barry Jones w 1995 roku został skazany za napaść na tle seksualnym i zabójstwo czteroletniej córki swojej partnerki, którego miał się dopuścić rok wcześniej. Sąd w 1995 roku uznał, że Jones odpowiada za śmiertelne uszkodzenie jelita cienkiego, jakiego doznała córka jego partnerki. Skazał go na karę śmierci.
Po 28 latach w celi śmierci w połowie czerwca mężczyzna opuścił więzienie. Stało się to możliwe po tym jak władze hrabstwa Pina, w którym mieszkał 64-latek, przeanalizowały dokumentację sporządzoną w 2017 roku po przesłuchaniu ekspertów medycznych oraz śledczych w sądzie federalnym. I uznały, że nie wyrządził on śmiertelnych obrażeń dziecka. Przesłuchania odbyły się w związku z odwołaniem Jonesa od wyroku, w którym stwierdził, że miał "nieskuteczną reprezentację" podczas procesu. Stały się one podstawą do uchyleniu wyroku. Jones wyszedł na wolność "w samą porę", by świętować Dzień Ojca ze swoimi dorosłymi dziećmi - wskazała stacja KNXV-TV.
Jones w komunikacie cytowanym przez CNN podziękował swoim obrońcom, którzy "nigdy nie zrezygnowali z ujawniania prawdy" oraz rodzinie, która "wspierała go" w "ciężkiej próbie".
Skazany za zabójstwo opuścił celę śmierci
Jak przypomina USA Today, 4-letnia Rachel Gray zmarła 2 maja 1994 roku, po tym jak trafiła do szpitala z obrażeniami wewnętrznymi. Sekcja wykazała wówczas, że przyczyną zgonu był wewnętrzny krwotok spowodowany uderzeniem w brzuch. Jeszcze tego samego dnia policja aresztowała Jonesa, który mieszkał w tym czasie z dziewczynką i jej matką. Zarzuty przeciwko niemu oparto na fakcie, że tego dnia Rachel była pod opieką mężczyzny i był on jedyną osobą, która mogła spowodować obrażenia, pisze portal. W kwietniu 1995 roku Jones został uznany m.in. za winnego morderstwa pierwszego stopnia i skazany na śmierć. Rezultatu nie przyniosło odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Arizonie. Jak pisze USA Today nowe śledztwo wykazało jednak, że to chłopcy z sąsiedztwa mieli uderzyć Rachel w brzuch metalowym prętem na dzień lub dwa przed jej śmiercią i to mogło spowodować. jej wewnętrzne krwawienie.
Biuro prokuratora generalnego Arizony i biuro prokuratora hrabstwa Pima zgodziły się, że wyrok skazujący za morderstwo pierwszego stopnia powinien zostać uchylony. Jak podkreśla Death Penalty Information Center, organizacja badająca przypadki kary śmierci w USA, już w czasie procesu były dostępne dowody, według których obrażenia, z powodu których zmarła dziewczynka, nie były spowodowane w czasie, gdy była ona pod opieką skazanego. Cytowany przez stację KTVT emerytowany śledczy Andrew Sowards, który pracował nad sprawą Jonesa przez 11 lat, wskazał, że 64-latek "powinien był uznać, że (czterolatka - red.) potrzebuje opieki i zabrać ją do szpitala", co jest "odległe" od stanowiska, według którego "spowodował obrażenia" i znęcał się fizycznie nad dzieckiem.
Jones przyznał się, że nie zwrócił się o pomoc dla dziewczynki i w związku z tym został skazany na 25 lat więzienia, które zdążył już odsiedzieć - wskazał "New York Times".
- To tylko jeden z niezliczonych przypadków, które pokazują słabości i błędy kary śmierci - powiedziała cytowana przez "NYT" Laura Conover, prokurator hrabstwa Pima. - Bycie oskarżonym i skazanym za obrażenia, za które najwyraźniej nie odpowiada, dużo go kosztowało - oceniła. Jak dodała śmierć czterolatki jest "jednym z rozdzierających serce przypadków, z którymi mamy do czynienia, gdy czteroletnie dziecko jest maltretowane i zaniedbywane".
W celi śmierci prawie 30 lat. "Jego możliwości będą ograniczone"
"Jesteśmy głęboko wdzięczni prokuratorowi generalnemu Arizony i prokuratorowi hrabstwa Pima za świeże spojrzenie na sprawę pana Jonesa i przyznanie, że nigdy nie otrzymał on sprawiedliwego procesu" - przekazał w oświadczeniu cytowanym przez CNN Cary Sandman, obrońca z urzędu, którego biuro reprezentuje Jonesa od ponad 20 lat. "Mamy nadzieję, że Barry będzie mógł cieszyć się resztą życia w spokoju, otoczony rodziną i przyjaciółmi" - dodał.
Śledczy Andrew Sowards zorganizował zbiórkę funduszy na portalu GoFundMe, która ma pomóc Jonesowi w poradzeniu sobie po wyjściu na wolność. "Barry zaczyna od zera i wyjdzie z więzienia z niczym. (...) Będzie potrzebował funduszy, by zacząć od nowa. Ma prawie 65 lat i chociaż nie może się doczekać powrotu do pracy, jego możliwości będą ograniczone" - wskazał w opisie, zamieszczonym na portalu 15 czerwca.
W ciągu 11 dni prawie 600 darczyńców przekazało na rzecz 64-latka kwotę ponad 42,1 tys. dolarów.
ZOBACZ TEŻ: W celi śmierci spędził prawie 40 lat
Źródło: CNN, The New York Times, USA Today, GoFundMe
Źródło zdjęcia głównego: Arizona Department of Corrections, Rehabilitation and Reentry