"O dziesiątej rano połączyłem się z prezydentem telefonicznie – był w Chicago, odebrał telefon w hotelu Blackstone. Zameldowałem, że jesteśmy gotowi. Teraz decyzja należała do niego i on jeden będzie musiał ją podjąć, nie wyręczy go w tym żaden komitet" - tak poranek kolejnego dnia Kryzysu Kubańskiego wspomina Robert Kennedy.
W tvn24.pl prezentujemy fragmenty wspomnień Roberta Kennedy'ego, młodszego brata prezydenta USA, by przypomnieć choćby z grubsza napiętą atmosferę, jaka panowała w Białym Domu w pamiętnym październiku 1962 roku.
Dziś odcinek 5. Sobota 20 października
Prezydent natychmiast wrócił do Waszyngtonu, w Białym Domu był ok. godz. 14. W międzyczasie wojskowe przygotowania do konfliktu szły całą parą. Sekretarz obrony Robert McNamara postawił w stan pogotowia całe amerykańskie siły zbrojne, te stacjonujące w kraju jak i poza granicami.
Do natychmiastowej akcji mogły być wprowadzone cztery pułki lotnicze. Na Karaiby wypłynęło 180 okrętów US Navy, a bombowce Lotnictwa Strategicznego rozproszono na lotniska cywilne w całym kraju, tak by w przypadku ataku odwetowego ZSRR przynajmniej część przetrwała. Do lotu poderwano też eskadry bombowców B-52, które uzbrojono w bomby atomowe – ich loty rozplanowano tak, aby cały czas w powietrzu znajdowało się kilka eskadr. Z koszar w Teksasie do Georgii wyruszyła I Dywizja Pancerna, a w pięciu dalszych ogłoszono alarm. Pokój wisiał na włosku.
Może jednak bombardować?
W takiej atmosferze w Białym Domu rozpoczęła się narada z prezydentem, który ostatecznie miał zadecydować o sposobie rozwiązania kryzysu. Czasu było coraz mniej i Kennedy o tym wiedział. Decyzję musiał podjąć teraz, bo jutro mogłoby być już za późno. "Bob McNamara argumentował za blokadą, inni naciskali na rozwiązanie siłowe" - wspominał Robert Kennedy - "Generalnie dyskusja miała charakter merytoryczny i uporządkowany, choć, jak to bywa w tego rodzaju naradach, nie brakło – w mojej przynajmniej ocenie – pustosłowia, truizmów i nonsensów".
Kennedy szczególnie wspominał jednego z wojskowych, który argumentował, że Amerykanie powinni użyć broni jądrowej, bo Sowieci zrobią dokładnie to samo. "Gdy tego słuchałem, przyszło mi na myśl, że już nie raz dane mi było słuchać fachowych, wojskowych argumentów, które mają to do siebie, że nikt ich nie zweryfikuje, bo kto miałby autorom w mundurach wytknąć błąd, gdy na świecie nie ostanie się żywa dusza", napisał Kennedy.
Ambasador proponuje układ
W sobotę pojawiła się też jeszcze inna propozycja, odmienna od jastrzębiej retoryki, propozycja targu z Sowietami. Jej autorem był ambasador USA przy ONZ Adlai Stevenson. Zaproponował on, by w zamian za wycofanie przez Moskwę rakiet z Kuby, zaoferować wycofanie amerykańskich rakiet z Turcji i Włoch, a co więcej rezygnację z bazy Guantanamo. Ten ostatni element propozycji Stevensona prezydent Kennedy kategorycznie odrzucił, jako niemożliwy do zrealizowania. Co do wycofania rakiet z Turcji i Włoch był mniej kategoryczny – co prawda odrzucił pomysł bezpośredniego targu o rakiety z Sowietami, ale dodał, iż "od dość dawna żywi wątpliwości co do zasadności utrzymywania Jupiterów w Turcji i Włoszech".
Ani stanowisko Stevensona, ani wojskowych nie okazało się dla Kennedy'ego decydujące. Przed wieczorem prezydent zdecydował się na rozwiązanie – blokadę Kuby.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Trzynaście dni" autorstwa Roberta Kennedy'ego w przekładzie Grzegorza Woźniaka; wydał Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2003
Autor: mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia | USAF