Zabrały dzieci i uciekły. "Przykrywałyśmy je swoimi ciałami"

Źródło:
PAP

Po wysadzeniu przez Rosjan zapory na Dnieprze w Nowej Kachowce kilkadziesiąt miejscowości znalazło się pod wodą. Wiele kobiet uciekało przed powodzią, zabierając ze sobą jedynie dzieci. Te z okupowanej strony rzeki ewakuowane były pod ostrzałem wojsk okupanta. Jak opowiadają, przykrywały je własnymi ciałami, by nie dosięgły ich rosyjskie kule.

6 czerwca władze Ukrainy poinformowały o wysadzeniu przez Rosjan zapory w Nowej Kachowce. Zapora tworzyła rozciągający się na 240 km Zbiornik Kachowski. Zlokalizowana na tamie hydroelektrownia została całkowicie zniszczona. Woda zalała dziesiątki miejscowości, wywołując katastrofę humanitarną i ekologiczną. Zginęło 16 osób, a 31 uważanych jest za zaginionych.

CZYTAJ WIĘCEJ: Zapora w Nowej Kachowce miała "piętę Achillesa". To tam Rosjanie umieścili ładunki 

"W jednej chwili tracisz wszystko"

Polska Agencja Prasowa spotkała się ukraińskimi z kobietami, którym udało się schronić przed powodzią w Chersoniu. - W jednej chwili tracisz wszystko to, co budowane było latami. Zabierasz dzieci i uciekasz, i nie wiesz dokąd pójść – opowiada 30-letnia Julia.

Wraz z córką uciekły przed wodą z prawobrzeżnej wsi Poniatiwka (Poniatówka) pod Chersoniem, gdzie umieszczono je w internacie. Tymczasowy dom znalazły tu też kobiety i dzieci, wywiezione przez wolontariuszy z lewej, okupowanej strony Dniepru. Gdy płynęły na kontrolowany przez Ukraińców brzeg, Rosjanie ostrzeliwali ich łodzie.

- Wolontariusze przeprowadzili prawdziwą operację, żeby nas stamtąd wywieźć. Przypływali łodziami, do których Rosjanie strzelali. Bardzo baliśmy się snajperów. Dotarcie tutaj było ogromną ulgą – opowiada otoczona czwórką dzieci Julia, która wydostała się z zatopionych Oleszek.

Gdy Rosjanie wysadzili tamę w Nowej Kachowce, woda zalała najpierw jej miasto. Znajduje się ono znacznie niżej od położonego na prawym brzegu Dniepru Chersonia. - Nasz dom był zalany aż po dach. Sąsiedni był zatopiony całkowicie – relacjonuje.

"Przykrywałyśmy dzieci swoimi ciałami, by ich nie zabili"

Po wysadzeniu przez Rosjan zapory na Dnieprze w Nowej Kachowce wiele Ukrainek uciekało z zatapianych domów, zabierając ze sobą jedynie dzieci. Te z okupowanej strony rzeki ewakuowane były pod ostrzałem wojsk okupanta. - Przykrywałyśmy dzieci swoimi ciałami, by ich nie zabili – wyznają.

Kobiety zwracają uwagę, że po okupowanej stronie Dniepru ludzie nie mogli liczyć na żadną pomoc podczas powodzi. Brakuje tam jedzenia i wody pitnej. Woda ze studni nie nadaje się do spożycia.

- Rosyjscy żołnierze zamknęli wszystkie drogi, żeby nikt nie mógł uciec. Ewakuowani byli tylko ci, którzy mieli rosyjskie paszporty, a potem ogłosili rejon strefą sanitarną. Oznaczało to, że już nikogo ani nie wpuszczali ani nie wypuszczali – wspominają mieszkanki Oleszek.

"Ludzie nie uświadamiają sobie, że narażamy własne życie"

Wolontariusze, którzy z narażeniem życia przewożą kobiety z drugiej strony rzeki informują, że dotychczas tylko w tym jednym internacie umieścili 70 kobiet i dzieci. Dostały tu jedzenie i ubrania oraz miejsce do spania. Władze proponują im teraz wyjazd do innych miast, gdyż Chersoń jest stale ostrzeliwany z artylerii Rosjan.

- Może to dziwne, ale mimo tej sytuacji niektórzy ludzie nie chcą się ewakuować, chociaż liczą, że przywieziemy im jedzenie i wodę. Ludzie nie uświadamiają sobie, że narażamy własne życie, jednak nie możemy im odmówić – podkreśla wolontariusz Serhij Tarasenko.

Prócz ludzi wolontariusze z ukraińskiego brzegu ratują pływające na deskach i innych przedmiotach rzeki koty i psy. Poruszając się motorówkami, muszą uważać na unoszące się w wodzie zwłoki ludzi i zwierząt.

- W Oleszkach Rosjanie pozwolili w końcu miejscowym, którzy mają łódki, na zabieranie zwłok. Niektórzy ludzie ginęli, bo przywiązywali się we własnych domach sznurkami, żeby nie poniosła ich woda. Inni topili się w innych sposób – wyjaśnia Julia z Oleszek.

Autorka/Autor:momo

Źródło: PAP