Po raz pierwszy od 1945 roku szef japońskiego rządu odwiedził kraj, w którym trwają działania wojenne. Ale symbolika tej podróży polega nie tylko na tym. Od zakończenia drugiej wojny światowej Japonia jest w stanie sporu terytorialnego ze Związkiem Radzieckim i późniejszą Federacją Rosyjską o Wyspy Kurylskie - napisał znany ukraiński publicysta Witalij Portnikow. Fumio Kishida przyjechał do Kijowa we wtorek. W tym samym dniu w Moskwie przebywał prezydent Chin Xi Jinping.
"Traktat pokojowy między Rosją i Japonią wciąż nie został podpisany i jest to odpowiedź na pytanie tych, którzy próbują zrozumieć, kiedy stosunki między Rosją a Ukrainą wreszcie się unormują i czy zostaną w ogóle znormalizowane, jeśli spór terytorialny między obydwoma państwami pozostanie w takiej czy innej formie" - napisał w publikacji zamieszczanej na portalu Radio Swoboda Witalij Portnikow.
Jego zdaniem spór terytorialny między Rosją i Ukrainą pozostanie w obydwu przypadkach: kiedy Rosji uda się utrzymać część okupowanych terytoriów i wtedy, kiedy rosyjscy żołnierze będą musieli je opuścić. "Krym, Donbas, Chersoń i Zaporoże nie zostaną wykreślone z rosyjskiej konstytucji" - stwierdził znany publicysta.
CZYTAJ TAKŻE: ATAK ROSJI NA UKRAINĘ - relacja w tvn24.pl
Portnikow przypomniał, że Japonia "próbowała różnych strategii w sporze z Rosją, łącznie z koncepcją ustanowienia osobistego porozumienia między przywódcami". Taką politykę prowadził niedawno zamordowany były premier Shinzo Abe, a jej architektem był właśnie Fumio Kishida, który pracował w rządzie Abe jako minister spraw zagranicznych. "Ale teraz Kishida nie myśli już o osobistych relacjach z Władimirem Putinem: skala zagrożenia musiała stać się dla Tokio oczywista - zwłaszcza na tle oczywistego zbliżenia między Pekinem a Moskwą" - stwierdził publicysta.
Kwestia Tajwanu i Krymu
Portnikow zwrócił uwagę, że w czasie wizyty Xi Jinpinga w Moskwie o Ukrainie rozmawiano, ale "bez żadnych szczegółów, mówiących o tym, że Chiny stają w obronie integralności terytorialnej Ukrainy". Przy tej okazji pojawia się kwestia Tajwanu. "Pekin upiera się przy potrzebie 'zjednoczenia Chin' i nikt na świecie nie kwestionuje faktu, że Tajwan jest częścią tego kraju (...) Ale wyobraźmy sobie, że jakiś inny kraj przyłączyłby Tajwan do swojego terytorium, przeprowadził tam referendum i stwierdził, że sami Tajwańczycy chcieli zostać np. częścią Japonii, która kontrolowała wyspę do końca II wojny światowej. Jak w tej sytuacji zareagowałyby Chiny?" - postawił pytanie autor publikacji.
"W końcu to właśnie stało się z Krymem (...) Dlatego jestem pewien, że dopóki Moskwa nie uzna, że jest kwestia Wysp Kurylskich i Krymu, żaden 'chiński plan pokojowy' nie pomoże, a relacje Rosji z państwami sąsiednimi pozostaną napięte przez dziesięciolecia" - dodał Portnikow.
Źródło: Radio Swoboda