W Charkowie dzielnice znajdujące się na obrzeżach są nieustannie ostrzeliwane - przekazała Agnieszka Lichnerowicz z TOK FM, która przebywa w mieście. Dodała, że "w ostatnich dniach doszło do takich miękkich kontrofensyw, czyli odepchnięcia wojsk rosyjskich". Przekazała też, że cześć mieszkańców, którzy opuścili wcześniej miasto, wraca do niego.
O tym, jak wygląda obecnie sytuacja w Charkowie - drugim co do wielkości mieście Ukrainy - mówiła na antenie dziennikarka Agnieszka Lichnerowicz z TOK FM. Wskazywała, że było ono "szczególnie mocno ostrzeliwane". - W ostatnich dniach doszło tutaj wokół miasta do takich miękkich kontrofensyw, czyli odepchnięcia wojsk rosyjskich - przekazała.
Zastrzegła jednak, że "nadal te dzielnice bardziej obrzeżne (...) są nieustannie ostrzeliwane". - Do tego stopnia, że mieszkańcy cały czas muszą żyć w piwnicach - powiedziała. Lichnerowicz przekazała, że "trudno powiedzieć, ilu zostało" w tych okolicach.
- Ci, których ja spotkałam, to są częściej ludzie schorowani, ludzie starsi, którzy czują się bezradni, nie wiedzą, jak uciec, mają ograniczony dostęp do leków. A ostrzał jest na tyle silny, szczególnie nocą, że cały czas żyją w piwnicach - mówiła dziennikarka.
Przekazała, że "w centrum jest nieco spokojniej". Podała jednak, że "w nocy zapaliła się szkoła od ostrzału". - Cały czas to jest kilkadziesiąt różnego rodzaju pocisków, które spadają na miasto - zwracała uwagę.
Agnieszka Lichnerowicz: ludzie wracają do Charkowa
Lichnerowicz oceniła też, że "ludzie trochę odetchnęli". - Nawet wracają do miasta, jak wynika z oficjalnych danych - dodała.
Powiedziała, że być może kawiarnie i restauracje "będą się trochę otwierały, bo miasto też chce żyć, chce funkcjonować". - Z drugiej strony mieszkańcy tych obrzeżnych dzielnic, z którymi rozmawiałam, u których byłam, mówili, że ten ostrzał nocą z ich perspektywy jest dramatyczniejszy - dodała.
Oglądaj TVN24 na żywo w TVN24 GO:
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Jagoda Pasko