Ukraińskie władze szacują, że około jedna piąta kraju jest zaminowana, oprócz tego w ziemi znajdują się niewypały. Ukraińscy saperzy mają w związku z tym pełne ręce roboty. Jednemu z takich oddziałów towarzyszył podczas akcji reporter TVN24 Tomasz Kanik, który przebywa obecnie w Mikołajewie. Dziennikarz był świadkiem, jak wojskowi detonują ładunek wybuchowy podłożony przez Rosjan. To standardowa procedura.
- Moja rola tutaj to przede wszystkim nie przeszkadzać - mówił reporter. Stojący obok saper zabezpieczał miejsce, w którym znajdowała się rosyjska mina przeciwczołgowa. Najeźdźcy pozostawili ją niespełna 50 kroków od bardzo uczęszczanej drogi łączącej Chersoń z Mikołajewem.
- Szczęście w tej sytuacji jest takie, że nie znalazł tego żaden cywil, nie wjechał tu żaden traktor albo samochód cywilny. Znaleźli to saperzy. A gdy saperzy znajdują coś takiego, to ostatnim etapem ich pracy, poza zabezpieczeniem terenu, jest wysadzenie tej miny w powietrze - opowiadał Tomasz Kanik.
Rosyjskie miny w Ukrainie. Zełenski apeluje o pomoc
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaapelował w sobotę do wspólnoty międzynarodowej o dostarczenie państwu sprzętu niezbędnego do rozminowywania kraju. Zaznaczył, że niezbędne jest też rozwijanie produkcji w samej Ukrainie. Przypomniał, że miny ustawiono na obszarze 174 tys. kilometrów kwadratowych, czyli około 20 procent terytorium kraju.
Rosjanie używają co najmniej 13 rodzajów min. Szczególnie gęsto zaminowane są obszary obecnych linii frontu, gdzie ładunki mają pomóc powstrzymać ukraińską kontrofensywę.
Think tank GLOBSEC ocenił, że jeden saper jest w stanie rozminować dziennie od 15 do 25 metrów kwadratowych terenu, w zależności od jego topografii i gęstości zaminowania.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24