Ukraiński publicysta i politolog Witalij Portnikow, który wyjechał z Ukrainy w obawie, że służby specjalne mogą dokonać na niego zamachu, nazywa tragedią obecne wydarzenia w swoim kraju i przewiduje, że może dojść do dalszej radykalizacji działań. W TVN24 Biznes i Świat uznał jednak, że nie ma mowy o "wojnie domowej".
- Wojna domowa to za mocne słowa. To wojna pomiędzy społeczeństwem a władzą i prezydentem Janukowyczem. To jest zbrojny konflikt, to jasne - mówił w TVN24 BiŚ Portnikow dodając, że naprzeciwko siebie nie stanęły "dwie części społeczeństwa, które o coś między sobą walczą".
"Sytuacja się radykalizuje"
We wcześniejszym wywiadzie, udzielonym w środę, Portnikow podkreślał, że prezydent Wiktor Janukowycz nie chce dialogu politycznego z opozycją. Powiedział, że obecne wydarzenia to "rezultat pełnej obojętności rządu ukraińskiego i prezydenta Janukowycza wobec pokojowych protestów i brak woli dialogu politycznego z Majdanem".
- Sytuacja zradykalizowała się i będzie się dalej radykalizowała na ulicach Kijowa, a może i innych miast Ukrainy. To jest destabilizacja kraju, destabilizacja narodowa, to jest tragedia. (...) To jasne, że odpowiedzialny za ofiary jest osobiście prezydent Janukowycz i kierownictwo ukraińskie - podkreślił.
Wizy to dobry pomysł
Portnikow z aprobatą wypowiedział się o sankcjach wizowych, nałożonych przez USA na osoby z kierownictwa ukraińskiego odpowiedzialne za używanie siły. Wyraził opinię, że po podobne środki powinna sięgnąć Unia Europejska. - Mój plan, to system bezwizowy dla obywateli ukraińskich i żelazna kurtyna dla przywódców ukraińskich, deputowanych (rządzącej) Partii Regionów, dla oligarchów, dla ministrów i dla otoczenia prezydenta Janukowycza. Tylko to może być reakcją na sytuację na Ukrainie. (...) Jest jasne, że to ludzie z krwią na rękach - powiedział.
Politolog potwierdził informacje gazety internetowej "Ukraińska Prawda" o swoim wyjeździe z Ukrainy w związku z planem uczynienia z niego "nowego Georgija Gongadzego" - dziennikarza, który został uprowadzony i zamordowany w 2000 roku za publikacje o korupcji na najwyższych szczeblach władzy.
Portnikow powołał się na swoje "źródła rosyjskie", mówił o groźbach telefonicznych i o tym, że we wtorek do jego domu próbowali się dostać ludzie ze służb specjalnych. Powiedział, że wyjechał z kraju, by pokrzyżować ten plan wobec niego, będący już w trakcie realizacji.
Na pytanie o to, czy teraz jest spokojny o swoje bezpieczeństwo, Portnikow odpowiedział krótko: - Jestem w Warszawie.
Autor: adso\mtom-kwoj / Źródło: PAP, TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 BiŚ