Liczba ofiar śmiertelnych trzęsienia ziemi, które nawiedziło w poniedziałek południowo-wschodnią Turcję i północno-zachodnią Syrię przekroczyła w środę 12 tysięcy. Łącznie jest około 55 tysięcy rannych. W obu krajach cały czas trwa akcja poszukiwawczo-ratunkowa. Organizacje pomocowe twierdzą, że liczba ofiar śmiertelnych prawdopodobnie jeszcze wzrośnie, ponieważ wiele osób wciąż jest uwięzionych pod gruzami. Ponadto to warunki pogodowe utrudniają działania ratownicze.
W Turcji liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do co najmniej 9057, a około 50 tysięcy innych zostało rannych.
Wcześniej w ciągu dnia prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan podczas wizyty na obszarach dotkniętych katastrofą w pobliżu epicentrum poniedziałkowego trzęsienia ziemi mówił o ponad 8000 zabitych.
Tureckie władze informowały też tego dnia, że w całym kraju zawaliło się 5775 budynków. W akcje ratunkowe według najnowszych danych zaangażowanych jest ponad 79 tysięcy osób, w tym 3200 z 65 państw świata, które wysłały na pomoc swoje ekipy ratunkowe - podała rządowa agencja do spraw sytuacji nadzwyczajnych i klęsk żywiołowych (AFAD). Wśród ratowników są także zespoły z Polski.
Wizyta Erdogana na zniszczonych terenach
Erdogan przyjechał w środę do zniszczonej w wyniku trzęsień ziemi prowincji Kahramanmaras, leżącej w południowej części kraju, aby skontrolować prowadzone działania ratownicze - podała turecka agencja Anatolia. Jak donosi "Washington Post", przywóca przyznał się do niedostatecznej reakcji organów państwa tuż po trzęsieniu, lecz obiecał, że nikt nie zostanie "pozostawiony na ulicy".
Po wizycie w prowincji Kahramanmaras, w tym w dystrykcie Pazarcik, turecki prezydent uda się do graniczącej z Syrią prowincji Hatay, również zniszczonej przez kataklizm.
Erdogan ogłosił stan wyjątkowy, który ma obowiązywać przez 90 dni w 10 prowincjach kraju.
"Od dziś w Malatyi nie ma już żadnej nadziei"
Rzeczniczka Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Margaret Harris stwierdziła, że jeszcze "przez jakiś czas" trudno będzie oszacować rozmiar strat, a w tym momencie najważniejsze jest ocalenie od śmierci rannych. Według ekspertów, 72-godzinne okienko, w trakcie którego można jeszcze uratować żywe osoby spod gruzów, powoli się zamyka.
Ocalali z katastrofy poszukują miejsc schronienia, które są tym bardziej potrzebne, że Turcję nawiedza obecnie fala mrozów. Stawiane są tymczasowe namioty, ponieważ skala zniszczeń jest tak ogromna, że trudno jest odnaleźć zadaszony budynek, w którym można by się było schować. Na stadionie w mieście Kahramanmaras, stolicy prowincji o tej samej nazwie, leżą przykryte kocami ciała ofiar kataklizmu.
Dziennikarz Ozel Pikal opisał przez telefon agencji AP sytuację w tureckim mieście Malatya, gdzie ciała zmarłych leżały obok siebie na ziemi, przykryte kocami, w oczekiwaniu na służby pogrzebowe. Podkreślił, że jest przekonany, iż niektóre ofiary zamarzły, ponieważ nocą temperatura obniżyła się do 6 stopni Celsjusza poniżej zera. - Dzisiejszy dzień nie jest łatwy, ponieważ od dziś w Malatyi nie ma już żadnej nadziei - powiedział Pikal. - Nikt nie wychodzi żywy spod gruzów - dodał. Powiedział też, że brakuje ratowników, a zimno utrudnia wysiłki wolontariuszy i władz. Nieprzejezdne drogi i zniszczenia w regionie również utrudniają pracę.
Bilans ofiar w Syrii
Na terenach Syrii kontrolowanych przez reżim w Damaszku liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 1262, rannych jest ponad 2000 osób.
Na obszarach zajmowanych przez rebeliantów zginęło co najmniej 1730 osób. Ponad 2600 jest rannych - podała działająca tam organizacja obrony cywilnej Białe Hełmy (Syryjska Obrona Cywilna).
"Oczekuje się, że ten bilans znacząco wzrośnie, ponieważ ponad 50 godzin po trzęsieniu ziemi setki rodzin nadal pozostają uwięzione pod gruzami" - przekazała organizacja w środę rano.
W sumie oznacza to, że w środę wieczorem w Turcji i Syrii liczba zabitych przez trzęsienie ziemi sięgnęła 12 000.
Trwająca nieustannie w obu krajach akcja ratunkowa jest utrudniana przez mroźną pogodę. Zniszczenia spowodowane kataklizmem rozciągają się na ponad 330 kilometrów - od syryjskiego miasta Hama do tureckiego Diyarbakir. Przedstawiciele WHO zwracają uwagę, że sytuacja dotkniętych przez trzęsienie ziemi mieszkańców jest najgorsza właśnie na terenie Syrii, wyniszczonej wojną i trwającym blisko 12 lat wielowarstwowym kryzysem. Szczególnie trudna, ich zdaniem, może być sytuacja w regionach, do których nie docierają media.
Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii
Epicentrum trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,8, które w poniedziałek nad ranem nawiedziło południowo-wschodnią Turcję i północno-zachodnią Syrię, znajdowało się w tureckiej prowincji Kahramanmaras. Niecałe 12 godzin później, kilkadziesiąt kilometrów na północ, miało miejsce drugie trzęsienie o magnitudzie 7,7. Obu zjawiskom towarzyszyła seria ponad 100 wstrząsów wtórnych.
Dotknięty trzęsieniem ziemi rejon południowo-wschodniej Turcji i północno-zachodniej Syrii jest aktywny sejsmicznie i często dochodzi w nim do wstrząsów. Jednak to ostatnie jest najpotężniejszym tego typu kataklizmem w tym regionie w ostatnim czasie. W 1999 roku na skutek trzęsienia w tureckim Izmit zginęło 17-18 tysięcy osób. Jak pokazały pomiary, wstrząsy miały magnitudę 7,6.
Najtragiczniejsze w historii pomiarów sejsmicznych trzęsienie ziemi odnotowano w 1976 roku w chińskiej prowincji Tangshan. Oficjalne dane władz mówiły o 250 tysiącach ofiar. Prawdopodobnie były mocno zaniżone, bo niektóre źródła podawały liczbę nawet 650 tysięcy zabitych. Trzęsienie ziemi w Tangshan miało - według oficjalnych danych - magnitudę wynoszącą 7,5, choć inne pomiary wskazywały nawet na magnitudę 8,2. Z kolei magnitudę wynoszącą 9,5 miało najsilniejsze w historii odnotowane pomiarami trzęsienie, w 1960 roku, w Chile. Zginęło wtedy ponad 1650 osób.
Autorka/Autor: akr//now, adso
Źródło: PAP, CNN, CNBC