Prezydent elekt Donald Trump spotkał się w czwartek z premierem Japonii Shinzo Abe. Było to jego pierwsze spotkanie z zagranicznym przywódcą od zwycięstwa w wyborach. Trump to lider godny zaufania - komplementował Trumpa Abe.
Spotkanie, które odbyło się w wieżowcu Trump Tower w Nowym Jorku trwało około 90 minut i miało charakter nieoficjalny. - Uważam, że bez zaufania między naszymi dwoma narodami, nasz sojusz nie mógłby istnieć w przyszłości. Ale po rozmowie dzisiaj jestem przekonany, że pan Trump jest przywódcą godnym wielkiego zaufania - powiedział po spotkaniu Abe w telewizji japońskiej NHK. Zaznaczył, że spotkanie z prezydentem elektem USA przebiegało w ciepłej atmosferze. - Rozmawialiśmy szczerze na różne tematy przez dłuższy czas - dodał, nie ujawniając jednak żadnych szczegółów. Trump nie wypowiadał się po spotkaniu.
Relacje USA - Japonia
Wcześniej otoczenie Trumpa informowało, że rozmowa ma dotyczyć sojuszu między USA a Japonią oraz Transpacyficznej Umowy o Wolnym Handlu (ang. Trans-Pacific Partnership, TPP), wynegocjowanej przez administrację prezydenta Baracka Obama z 11 krajami rejonu Pacyfiku, w tym z Japonią. Trump był jednak jej wielkim przeciwnikiem i obiecywał w kampanii wyborczej, że jeśli zostanie prezydentem, to umowa nigdy nie wejdzie w życie. Perspektywa prezydentury Trumpa wywołała wiele obaw wśród sojuszników USA, w tym w Japonii. Podczas kampanii Trump wprawił w szok Tokio mówiąc, że Japonia i Korea Południowa powinny więcej płacić za amerykańskie bazy w swych krajach. Sugerował nawet, że oba kraje, zaniepokojone programem nuklearnym Korei Północnej, zamiast liczyć na USA powinny mieć własne bomby nuklearne. Japonia już teraz płaci Waszyngtonowi około 2 mld dolarów rocznie, pokrywając połowę kosztów stacjonowania wojsk USA w tym kraju. Z Nowego Jorku premier Japonii udaje się bezpośrednio do Peru, gdzie w piątek rozpocznie się szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC). USA będzie reprezentował na szczycie Barack Obama. Oczekuje się, że Obama będzie musiał powiedzieć azjatyckim partnerom, że umowa TPP, którą z tak wielkim trudem wynegocjowali w ubiegłym roku, najpewniej trafi do kosza. W ub. piątek przywódcy Republikanów w Kongresie oznajmili bowiem, że już nie poddadzą jej procesowi ratyfikacji do końca kadencji Obamy. Z takiego obrotu sprawy z pewnością ucieszą się Chiny, które nie są sygnatariuszem TPP i planują własne umowy handlowe z krajami w rejonie Pacyfiku. Umowa TPP miała być najbardziej konkretnym elementem strategii "zwrotu ku Azji", którą Obama ogłosił w 2012 roku, jako przeciwwagi dla rosnącej potęgi Chin.
Autor: mw/ja / Źródło: PAP