Tłumy znów okupują plac Tahrir


Ponad tysiąc osób zignorowało nakaz wojska, aby opuścić plac Tahrir w centrum Kairu. Demonstranci ponownie okupują miejsce, które stało się symbolem egipskiej rewolucji przeciw Hosniemu Mubarakowi. Tym razem domagają się szybszego oddania władzy przez wojsko i pozbawienia stanowisk skorumpowanych urzędników poprzedniego reżimu.

Protesty trwają już trzeci dzień i są największe od czasu obalenia Mubaraka. Demonstranci skandują "rewolucja" i domagają się oddania władzy przez Najwyższą Radę Wojskową, która obecnie kieruje państwem. Wojskowi zapowiedzieli, że nie zmienią swoich planów i dopiero we wrześniu odbędą się demokratyczne wybory. Protestujący chcą, aby wojsko szybciej wywiązało się ze swoich obietnic.

Ludzie domagają się się też usunięcia znacznej liczby urzędników, którzy objęli swoje stanowiska jeszcze w okresie rządów Mubaraka, a których oskarżają o korupcję. W sobotę wojsko zapowiedziało, iż wymieni część gubernatorów prowincji, mianowanych jeszcze przed rewolucją, co jest traktowane jako ustępstwo wobec demonstrantów.

Plac naznaczony śmiercią

W sobotę nad ranem wojsko próbowało siłą usunąć demonstrantów z placu. Żołnierze użyli ostrej amunicji. Dwóch protestujących zginęło, a 13 zostało rannych. Wojsko użyło również pałek, gazu łzawiącego i paralizatorów. Pomimo brutalnych metod, protestujący pozostali na placu Tahrir.

Wojsko wycofało się z okolicy. W niedzielę rano wokół koczujących na placu demonstrantów praktycznie nie było żadnych służb państwowych. Jednocześnie wysoki rangą przedstawiciel wojskowy zapowiedział, że Rada usunie protestujących z placu Tahrir w Kairze ze "stanowczością i siłą", by życie w stolicy wróciło do normy.

Przedstawiciel armii oświadczył, że sobotnie starcia na placu Tharir zostały zainspirowane przez osoby "popierające kontrrewolucję" i wyjaśnił, że ma na myśli zwolenników obalonego reżimu Mubaraka. Rzecznik zasugerował przy tym, że kilkunastu oficerów armii, którzy mieli przyłączyć się do najnowszych protestów, było w rzeczywistości więźniami przebranymi w mundury.

Źródło: Reuters