Francuski "L'Express" poinformował rano, że na liście pasażerów Airbusa 330, którego szczątki odnaleziono w Atlantyku, znajdują się nazwiska dwóch terrorystów z francuskich kartotek. Kilka godzin później przyznał, że to wyjątkowa zbieżność nazwisk.
"L'Express" napisał, że francuscy śledczy rutynowo badający pasażerów tragicznego lotu AF447, trafili wśród nich na nazwiska terrorystów, którzy wpisani są na listę "zagrażających bezpieczeństwu Republiki". Obaj terroryści to muzułmanie.
W chwilę po ogłoszeniu tego odkrycia, do Brazylii zostali wysłani agenci francuskiego wywiadu. Francuzi od początku twierdzili, że nie można wykluczyć przypadkowej zbieżności nazwisk, ale przyznawali, że byłby to wyjątkowo okrutny zbieg okoliczności.
"Zbieżność nazwisk przypadkowa"
I rzeczywiście tak się okazało. Ten trop został odrzucony z powodu "zwykłej zbieżności" nazwisk - podała AFP, powołując się na źródła policyjne. Także na stronie "L'Express" napisano, że identyfikacja nazwisk nie była kompletna "ze względu na nieznajomość dat urodzenia podejrzanych".
Przypadki zbieżności nazwisk pasażerów i domniemanych terrorystów już się zdarzały, w szczególności w USA i w Kanadzie po wprowadzeniu czarnej listy podejrzanych, w następstwie zamachów z 11 września 2001 roku.
Jest wiele wątpliwości
Dziennikarz Polskiego Radia Marek Brzeziński od początku powątpiewał w TVN24 w doniesienia o terrorystach Po pierwsze, dlaczego poinformowano o tym dopiero teraz, skoro sprawdzenie listy pasażerów nie jest skomplikowane.
Po drugie, jeśli terroryści rzeczywiście zaatakowali samolot Air France, to dlaczego samolot zdołał wysłać tuż przed zniknięciem serię komunikatów o awarii sieci elektrycznej. - Wiemy bardzo dużo, ale jeszcze nie wszystko - podsumowuje Brzeziński.
Zamach czy nie?
Odkrycie, a później zdementowanie sprawy nazwisk nie zmieniło na razie oficjalnych hipotez wypadku. Wciąż uważa się, że nastąpił wskutek awarii systemów komputerowych. Śledczy zaznaczają jednak, że nie wykluczają także aktu terrorystycznego.
Na pokładzie samolotu, który rozbił się na Atlantyku w nocy z 31 maja na 1 czerwca, znajdowało się 228 osób ponad trzydziestu narodowości, przede wszystkim Francuzi, Brazylijczycy i Niemcy. Było tam także dwóch Polaków.
Okręt podwodny pomaga w poszukiwaniach
W rejon katastrofy przypłynął już francuski okręt podwodny "Emeraude", który ma pomóc w poszukiwaniach czarnej skrzynki samolotu.
Jak wyjaśnił w radiu France Info rzecznik armii francuskiej Christophe Prazuck, "Emeraude" z 72- osobową załogą jest wyposażony w niezwykle czułe sonary, które mają wykryć sygnały dźwiękowe czarnych skrzynek samolotu, nadawane na ogół przez miesiąc od wypadku.
Sztab francuskiej armii podkreśla jednak, że szanse na odnalezienie rejestratora danych lotu są niewielkie. - Będziemy potrzebowali bardzo dużo szczęścia, gdyż nie znamy dokładnego miejsca katastrofy, ale mimo to trzeba podjąć tę próbę - wyjaśniali już w ubiegłym tygodniu przedstawiciele francuskiej armii.
Szanse na znalezienie czarnych skrzynek niewielkie
Pod koniec tygodnia poszukiwania czarnych skrzynek wesprą także dwa amerykańskie urządzenia nasłuchowe, wysłane przez Pentagon. Mogą one odbierać sygnały nadawane przez czarne skrzynki z głębokości do 6100 m.
Jeśli uda się zlokalizować rejestratory, do ich wyłowienia posłużą trzy roboty podwodne z francuskiego okrętu "Pourquoi pas", który ma przybyć na miejsce akcji w czwartek.
Źródło: SkyNews, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA