Policja usunęła uczestników prodemokratycznego wiecu spod siedziby rządu w Bangkoku. Czworo liderów protestów zostało aresztowanych. Wcześniej władze Tajlandii wydały dekret, zakazujący ulicznych zgromadzeń liczących więcej niż pięć osób. Mimo to po południu czasu polskiego blisko dwa tysiące zdecydowało się wyjść na ulice Bangkoku w geście obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Demonstranci, w tym wielu młodych ludzi – licealistów i studentów – zebrali się w handlowej dzielnicy Ratchaprasong, w dystrykcie Pathum Wan. Nie zrezygnowali z wyjścia na ulice, choć nad ranem rząd zdelegalizował wszystkie masowe zgromadzenia. Około godziny 17 miejscowego czasu przed centrum handlowym były już blisko 2 tys. osób, wznoszących antyrządowe okrzyki i skandujących "Nie boimy się". Jak informują obecni na protestach obserwatorzy, tłum rośnie w miarę, jak dołączają do niego mieszkańcy stolicy, wracający z pracy.
Zapoczątkowane przez organizacje studenckie prodemokratyczne protesty trwają w Tajlandii od połowy lipca. Ich uczestnicy żądają ustąpienia blisko związanego z armią rządu, przeprowadzenia nowych wyborów oraz reform politycznych, w tym ograniczenia roli króla i złagodzenia przepisów o obrazie majestatu. Podkreślają także konieczność zmian w konstytucji, w tym procedury wyboru premiera, którego obecnie nominuje de facto rządząca Tajlandią junta. Król jest po raz pierwszy publicznie i otwarcie krytykowany, a w środę protesty po raz pierwszy odbywały się na trasie przejazdu królewskiego konwoju.
Protest na trasie przejazdu monarchy
W środę wiele tysięcy demonstrantów w Bangkoku przemaszerowało spod stołecznego Pomnika Demokracji przed siedzibę rządu, domagając się ustąpienia gabinetu generała Prayutha Chan-ocha. Maszerując manifestanci wznosili okrzyki "Precz z dyktaturą" i "Niech żyje demokracja".
Dziennik "Bangkok Post" relacjonował, że premier Prayuth Chan-ocha w tym czasie przebywał na uroczystościach na północ od stolicy, a w czwartek jego urząd będzie nieczynny.
Tego dnia protesty po raz pierwszy odbywały się na trasie przejazdu monarchy, a ich uczestnicy starli się ze zwolennikami monarchii. Demonstranci przeszli następnie przed siedzibę rządu i mimo wezwań policji do rozejścia się, rozbili tam obóz, w którym zamierzali pozostać przez trzy dni.
Kontrdemonstrację zorganizowali zwolennicy monarchii, których liderzy deklarowali, że nie dopuszczą do obrazy króla. Miejscowe media oraz internauci opublikowali nagrania przepychanek z policją oraz starć między pojedynczymi członkami obu grup, z których każda liczyła wiele tysięcy osób.
Nad ranem w czwartek władze wprowadziły nowe przepisy o stanie wyjątkowym, zakazując masowych zgromadzeń (liczących więcej niż pięć osób) oraz publikacji informacji, które mogłyby "wywołać strach" i naruszyć bezpieczeństwo narodowe lub porządek publiczny. Dekret umożliwia także zakazanie wstępu na każdy wskazany przez władze teren.
Poprzednie, łagodniejsze przepisy o stanie wyjątkowym, wprowadzone z powodu pandemii COVID-19, obowiązywały od marca. Termin ten był wielokrotnie przedłużany. Już wcześniej komentatorzy wskazywali, że regulacje mogą być wykorzystywane przeciwko oponentom rządu.
Zatrzymani liderzy wiecu
Po wprowadzeniu nowego dekretu mundurowi zmusili nocujących przed rządowym kompleksem do rozejścia się. Co najmniej 20 demonstrantów, w tym czwórkę ich przywódców, aresztowano. Jak poinformowała organizacja Thai Lawyers for Human Rights, na miejscu zostało zatrzymanych trzech liderów wiecu: Parit Chirawat, Arnon Nampha i Panupong Jadnok. Kilka godzin później aresztowana została studencka przywódczyni Panusaya Sithijirawattanakul, która wcześniej wzywała do organizacji kolejnej demonstracji w czwartek po południu.
W czwartek rano rzecznik policji pułkownik Kissana Phathanacharoen przekazał, że zostaną podjęte kroki również przeciwko autorom "nielegalnych wiadomości", opublikowanych w mediach społecznościowych.
Również w czwartek rzecznik rządu poinformował o wprowadzeniu zakazu zgromadzeń liczących więcej niż pięciu osób w Bangkoku, w ramach środków nadzwyczajnych w celu powstrzymania eskalacji protestów ulicznych. Na mocy dekretu władze wprowadziły także zakaz publikowania wiadomości, także internetowych, które mogą wpłynąć na "bezpieczeństwo narodowe".
Generał Prayuth Chan-ocha przejął władzę w Tajlandii w 2014 roku w wyniku wojskowego zamachu stanu. Po pięciu latach rządów armii kierowana przez niego partia wygrała częściowo wolne wybory, a Prayuth rządzi od tamtej pory jako cywilny premier.
Źródło: PAP