Szwedzi zakończyli wielkie poszukiwania niezidentyfikowanego podwodnego intruza bez wyraźnego efektu. Szwedzkie wojsko oznajmiło, że namierzyło przynajmniej jeden "pojazd podwodny". Nie podano jednak dokładniejszych informacji ani nie zaprezentowano żadnych dowodów. Analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich sugeruje, że cały incydent może być celową prowokacją Rosjan, którzy chcieli wywrzeć presję na Szwedów.
Wielkie polowanie na podwodnego intruza trwało niemal tydzień. Rozpoczęło się w miniony weekend, po otrzymaniu przez szwedzkie wojsko informacji o dostrzeżeniu w wodach Archipelagu Sztokholmskiego podejrzanych obiektów, które kryły się pod wodą. Media w Szwecji szeroko spekulowały na temat tego, co może być celem poszukiwań. Najczęściej wskazywano na rosyjski okręt podwodny lub małą jednostkę dywersyjną. Rosjanie zaprzeczali. Szwedzkie władze nie wypowiadały się oficjalnie na temat tego, co może być podejrzanym obiektem widzianym przez świadków. Bezpiecznie mówiono jedynie o "operacji zwiadowczej" prowadzonej na wodach Archipelagu Sztokholmskiego. Ostatecznie w piątek poszukiwania formalnie odwołano. Jednak, jak twierdzi szwedzka flota, nie były one całkowicie bezowocne.
"Coś" było
Według kontradmirała Andersa Grenstada wykryto "co najmniej jeden pojazd podwodny". - To była jednostka miniaturowa, nie normalny okręt podwodny - stwierdził. Oficer dodał, że informacje zebrane podczas poszukiwań będą teraz analizowane. Szczegółowe informacje mają zostać podane później. Pozostaje pytanie, skąd mógł przybyć intruz i czym właściwie był. Rosjanie zaprzeczają, aby jakikolwiek ich okręt podwodny był w okresie poszukiwań w pobliżu Szwecji. Nie komentowali jednak twierdzeń szwedzkiej prasy na temat małych jednostek dywersyjnych. Ich aktywność to sfera sił specjalnych i wywiadu, co oznacza daleko posuniętą tajemnicę. Szwedzkie media wskazywały, że u brzegu ich kraju mógł być prawdopodobnie pojazd dywersyjny Triton-NN. Jednak w rosyjskiej prasie szybko pojawiły się stwierdzenia, że jedyny prototyp tego pojazdu stoi na terenie biura konstrukcyjnego "Lazuryt" w Niżnym Nowogrodzie i po próbach w 2010 roku nie została rozpoczęta produkcja. Wszystkie znane rosyjskie większe pojazdy dywersyjne lub miniaturowe okręty podwodne miały zostać wycofane ze służby po rozpadzie ZSRR. Nie wiadomo nic o ewentualnych nowych konstrukcjach przyjętych do służby. Nie oznacza to jednak, że Rosjanie nie mają sprzętu utrzymywanego w tajemnicy.
Naciskanie na Szwedów?
Analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich Justyna Gotkowska twierdzi, że incydent u wybrzeży Szwecji mógł być świadomym działaniem Rosjan, którzy specjalnie dali się wykryć. "Nie należy wykluczać prowokacji, mającej na celu symulowanie rosyjskiej obecności wojskowej na szwedzkich wodach terytorialnych w pobliżu Sztokholmu" - twierdzi Gotkowska w analizie opublikowanej na stronie OSW. W jej ocenie incydent morski w połączony ze zwiększoną aktywnością rosyjskiego lotnictwa może mieć na celu testowanie szwedzkiego wojska i zdobywanie informacji poprzez rozpoznanie elektroniczne. Jednocześnie według Gotkowskiej, tego rodzaju prowokacja może mieć na celu zademonstrowanie możliwości rosyjskiego wojska i wywarcie wrażenia, iż szwedzkie siły zbrojne są słabe. Pojawienie się "intruza" i jego późniejsze zniknięcie z wód tuż przy stolicy Szwecji byłoby tego wymowną demonstracją. Jaką korzyść mogliby Rosjanie wynieść z takiej prowokacji połączonej z coraz częstszymi incydentami w powietrzu? W ocenie analityczki OSW, Rosja stara się groźbą przekonać Szwedów, iż lepiej zachować neutralność niż szukać zbliżenia z NATO. Choć rząd w Sztokholmie oficjalnie nie ma zamiaru starać się o członkostwo w Sojuszu, to dąży do zacieśnienia z nim współpracy. Na szczycie NATO w Newport we wrześniu podpisano umowę, która w przyszłości otworzy terytorium Szwecji dla wojsk Paktu Północnoatlantyckiego. Być może w ocenie Moskwy perspektywa silnego uderzenia na cele szwedzkie w wypadku konfliktu z NATO przekona Szwedów, iż lepiej się trzymać z boku.
Ograniczenia sprzętu
Gdyby przyjąć taką interpretację, pozostaje ciekawe pytanie odnośnie tego, co właściwie mogło drażnić szwedzkie wojsko w wodach opodal stolicy. Sami Szwedzi twierdzą, że nie był to normalny okręt podwodny. Taką pewność mają im dawać między innymi informacje z rozmieszczonych na dnie w pobliżu szwedzkiego wybrzeża hydrofonów, czyli wyspecjalizowanych czujników dźwiękowych. Jeśli był to miniaturowy okręt podwodny lub jednostka dywersyjna, to nic nie wiadomo o takim sprzęcie wykorzystywanym przez rosyjskie wojsko. Jedyne prawdziwe miniaturowe okręty podwodne zbudowane w ZSRR, dwie jednostki typu Pirania, miały zostać wycofane ze służby jeszcze w połowie lat 90. Od tego czasu nie pojawiły się na ich temat żadne nowe informacje. Teoretycznie mogłyby dalej służyć w tajemnicy, ale takie jednostki nie są w stanie długo przebywać pod wodą i są powolne. Szwedzi twierdzą natomiast, że intruz kręcił się u ich wybrzeży przez kilka dni i wynurzał się jedynie na krótkie chwile. Jednocześnie szukała go spora część szwedzkiej floty. Gdyby nie była w stanie wykryć i zmusić do wynurzenia takiej jednostki, to świadczyłoby to o niej bardzo źle. Natomiast gdyby to był pojazd dywersyjny, to nie mógłby tak długo działać bez wsparcia w postaci jakiejś pływającej bazy, którą musiałby odwiedzić kilka razy. Wytrzymałość takich lilipucich jednostek liczy się w godzinach, nie dniach, a zasięg to zazwyczaj kilkadziesiąt kilometrów. Pilnie śledzony rosyjski tankowiec NS Concord i statek badawczy Profesor Łogaczew nie zbliżały się dostatecznie blisko Sztokholmu, aby móc służyć jako baza dla małego intruza. Na dodatek zapewne były pod obserwacją i wszelkie podejrzane manewry zostałyby wychwycone.
Można przyjąć, że wbrew twierdzeniom Rosjan Triton-NN został dopracowany i przyjęty do służby w tajemnicy. To ciekawa konstrukcja, będąca połączeniem szybkiej motorówki i miniaturowej łodzi podwodnej. Może płynąć na powierzchni z dużą prędkością i po dotarciu w pobliże celu zanurzyć się. Nie wiadomo nic na temat jej konkretnych osiągów. Jest jednak wątpliwe, aby Triton-NN mógł operować na wrogich wodach przez kilka dni, przebywając głównie w zanurzeniu. Byłaby to jednostka daleko wykraczająca poza możliwości publicznie znanego uzbrojenia.
Nieznane możliwości Rosjan?
Teoretycznie Rosjanie w tajemnicy mogli zbudować coś, co jest przełomem technologicznym, co umożliwiłoby im operowanie w pobliżu Sztokholmu w oparciu o Kaliningrad lub trzymające się z dala od wybrzeża statki-matki. Byłoby to jednak trudne. Przykładem może być los amerykańskiego projektu jednostki nowej generacji dla komandosów SEALs Advanced SEAL Delivery System (ASDS). Prace nad nią prowadzono od lat 80. do 2008 roku. Miał to być na wskroś nowoczesny miniaturowy okręt podwodny z tak wyśrubowanymi parametrami, że okazały się one niemożliwe do osiągnięcia. ASDS miał móc przewieźć 16 komandosów z pełnym wyposażeniem na odległość ponad 200 kilometrów z prędkością kilkunastu kilometrów na godzinę. Jednocześnie miał mieć nowoczesny sonar i systemy elektroniczne. Głównym ograniczeniem okazał się brak dostatecznie zaawansowanych baterii i niemożność zapewnienia miejsca oraz powietrza dla łącznie 18 ludzi w bardzo małej jednostce (20 metrów długości, 2 szerokości i 2,5 wysokości, czyli mniej niż standardowy miejski autobus). Po wydaniu dwóch miliardów dolarów prace zarzucono. Sam prototyp zaś, który uległ poważnym uszkodzeniom w wyniku przypadkowego pożaru, został zezłomowany.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl, OSW, RIA Nowosti
Źródło zdjęcia głównego: US Navy, Lazurit, Wikipedia