Doniesienia o kolumnie czołgów w rękach separatystów wywołały w czwartek duże zamieszenie na Ukrainie. Informacje na ten temat są bardzo chaotyczne. Analiza dostępnych nagrań i zdjęć pozwala jednak stwierdzić, że chodzi o trzy czołgi T-64BV jadące drogą łączącą Ługańsk z Donieckiem. I to właściwie wszystko, co wiadomo na pewno.
Jest pewne, że uwiecznione na nagraniach czołgi nie należą do normalnych jednostek wojsk ukraińskich. Nie mają wyraźnych oznaczeń, a poprzedzająca je w małej kolumnie ciężarówka z uzbrojonymi mężczyznami niesie flagę Rosji. Często stosują ją niektóre bojówki separatystów, w tym np. "ochotniczy" batalion Wostok złożony z Czeczenów. Dostępne w sieci nagrania przemieszczającej się kolumny lub pojedynczych czołgów są opisane jako wykonane w miastach Sniżne, Torez i Makiejewka. Wszystkie one leżą na tej samej drodze prowadzącej z Ługańska do Doniecka. Według twierdzeń świadków, czołgi jechały na zachód, czyli w kierunku Doniecka. Potwierdza to fakt, że film z Makiejewki, która jest ostatnia "na trasie", wykonano już przy zachodzącym słońcu, podczas gdy na wcześniejszych jest ono jeszcze wysoko na niebie. Wątpliwość budzi jednak to, że pomiędzy Sniżnem a Makiejewką jest w linii prostej około 60 kilometrów. Kolumna powinna pokonać ten dystans w dwie, maksymalnie trzy godziny. Być może po drodze czołgi się zatrzymywały. Nie jest również jasne, dlaczego nie ma żadnych nagrań ukazujących je gdzie indziej, np. w Doniecku czy Krasnym Łuczu, które leżą na krańcach domniemanej trasy przejazdu kolumny.
Kolumna-widmo
Największym znakiem zapytania jest to, skąd się właściwie wzięły te czołgi. Kolumna broni pancernej jadąca po drodze to niecodzienny widok, nawet na wschodzie Ukrainy, gdzie obie strony do tej pory raczej nie stosowały tak ciężkiego sprzętu. Jakim sposobem nagle trzy czołgi znalazły się na lokalnej drodze i nie sfilmowano ich nigdzie wcześniej? Według władz w Kijowie i części ukraińskich mediów sprzęt przejechał przez granicę z Rosją. Jest to możliwe, bowiem separatyści opanowali odcinek granicy na południowy wschód od Doniecka. Od Sniżnego, gdzie po raz pierwszy nagrano czołgi, do Rosji jest około 20 kilometrów. Do granicy biegnie lokalna droga. Obok niej nie ma większych miejscowości, jedynie wioski. Teoretycznie czołgi mogły tamtędy przejechać niezauważone wczesnym ranem. Pokonanie takiego dystansu po drodze to kwestia godziny. Gdyby uznać takie rozwiązanie za prawdopodobne, oznaczałoby to, że czołgi rzeczywiście zostały "podarowane" separatystom przez Rosjan. Ciężkiego sprzętu pancernego nie da się "kupić w sklepie z militariami" czy nawet na czarnym rynku i przeszmuglować na granicę bez reakcji zazwyczaj dość sprawnych rosyjskich służb. Zwłaszcza, że jeszcze kilka dni temu Władimir Putin nakazał FSB wzmocnienie kontroli, wobec walk o przejścia graniczne po stronie ukraińskiej.
"Import" z Rosji?
Idąc dalej rodzi się kolejne pytanie. Skąd w Rosji sprawne T-64 BV? Wbrew pierwszym doniesieniom zauważone czołgi to nie T-72, nadal masowo wykorzystywane przez rosyjskie wojsko. Niewprawne oko może je łatwo pomylić z T-64, ale różni je szereg dość istotnych detali, np. rozmiar kół, położenie i kształt wydechu czy kształt wieży. Różne dodatkowe detale wskazują na to, że są to zmodernizowane czołgi w wersji BV.
To jedne z najnowszych T-64. Rosyjskie wojsko oficjalnie już od lat ich nie posiada. Kilka tysięcy takich maszyn wycofano ze służby i do 2013 roku miały zostać zezłomowane. T-64 są natomiast podstawowym uzbrojeniem armii Ukrainy, ponieważ jest to konstrukcja charkowskiej fabryki czołgów. Wybrano je ponad nowsze, ale mniej zaawansowane T-72, ponieważ tamte pochodzą z rosyjskiego Niżnego Tagiłu.
Jest możliwe, że Rosjanie nie zezłomowali wszystkich starych T-64, ale równie prawdopodobne jest to, że są to maszyny zagarnięte na Krymie. W ręce rosyjskiego wojska wpadło tam uzbrojenie całego ukraińskiego batalionu pancernego z 36. Brygady Obrony Wybrzeża, uzbrojonego właśnie w T-64 BV. Maszyn miało być łącznie około 30. Rosjanie pokazywali nagrania ładowania czołgów na pociąg celem ich odesłania do Ukrainy.
Nie wiadomo jednak, czy wszystkie maszyny rzeczywiście wyekspediowano na północ. W kwietniu Rosjanie zatrzymali zwracanie ukraińskiego uzbrojenia, motywując to możliwością jego wykorzystania w walkach na wschodzie. Być może kilka T-64 ostało się na Krymie i teraz otrzymali je separatyści.
Załogi do maszyn najpewniej są "lokalne" i mogą to być byli wojskowi. W internecie już od tygodni krążyły zdjęcia ulotek rzekomo kolportowanych przez separatystów, którzy szukali byłych pancerniaków chętnych do wstąpienia w ich szeregi. Najbardziej poszukiwano przeszkolonych załóg czołgów T-64 i T-72.
Zapasy krajowe?
Według innej wersji T-64 mogą pochodzić z bazy wojskowej w Artemiwsku. Już co najmniej dwukrotnie atakowali ją separatyści, ale nie ma informacji o jej zdobyciu. Znajduje się tam duża składnica starego sprzętu pancernego. Na zdjęciach satelitarnych widać setki pojazdów BTR-70 czy BMP-1. Są też rozliczne hale, w których mogą stać cenniejsze czołgi. Zdobycie tak istotnego magazynu uzbrojenia na pewno odbiłoby się szerokim echem na Ukrainie, ale nic takiego nie miało miejsca. Na dodatek nie ma żadnych nagrań pokazujących marsz czołgów z Artemiwska do Sniżnego, gdzie po raz pierwszy je sfilmowano. To ponad sto kilometrów ruchliwymi drogami. Czołgi mogłyby swobodnie jechać polami w celu ukrycia się, ale wobec tego wyjechanie nimi później na ruchliwą drogę byłoby nielogiczne.
Co dadzą czołgi?
Jedno jest pewne - separatyści mają czołgi. Co im to da? Niewiele. Trzy T-64 to bardzo mało jak na rozległy teren, na którym toczą się walki. W obecnych warunkach, zwłaszcza wobec panowania strony rządowej w powietrzu, czołgi przydadzą się głównie do obrony, albo małych ataków na umocnione pozycje wojska. Separatyści będą mieli jednak problem z ukryciem swoich T-64 przed lotnictwem, które może je łatwo zniszczyć. Na dodatek wojsko też już ma w okolicy Słowiańska i Kramatorska swoje T-64 w znacznie większych ilościach.
Równie dużym problemem będzie utrzymanie pojazdów w ruchu. T-64 wręcz pożerają paliwo, spalając nawet 200 litrów na 100 kilometrów podczas jazdy w terenie. Ponadto amunicji do działa czołgowego nie sposób kupić w "sklepie z militariami".
Autor: Maciej Kucharczyk//gak/zp / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Youtube