Strażacy zamiast gasić ogień, okradali bankomaty. I jeszcze zabrakło im wody


Służby, które pojawiły się jako pierwsze na lotnisku w Nairobi zamiast gasić ogień, zaczęły okradać lokale i bankomaty - wynika z pierwszych ustaleń kenijskich śledczych. Pożar całkowicie zniszczył budynek lotniska. Port stopniowo wznawia już swoją działalność.

Jak twierdzą lokalne władze cytowane przez Associated Press, wkrótce po wybuchu pożaru służby, które jako pierwsze zjawiły się na miejscu, zamiast gasić ogień, rzuciły się, by rabować urządzenia elektroniczne, bank i bankomaty.

Według świadków, to strażacy dokonali grabieży, choć urzędnicy nieoficjalnie mówią o policji i wojsku. Nie wpłynęły jednak formalne skargi od właścicieli splądrowanych lokali.

Z relacji świadków wynika także, że gdyby ratownicy pojawili się na miejscu szybciej, to tak dużego pożaru dałoby się uniknąć. Strażacy byli jednak słabo wyposażeni i walczyli z ogniem przez kilka godzin. Kenijski rząd przyznał, że zabrakło im wody do walki z płomieniami.

Wyjaśniają przyczyny

Władze zobowiązały się do wyjaśnienia przyczyn tragedii. Lokalne media spekulują, że doszło do zwarcia instalacji elektrycznej, nie wykluczają też, że doszło do wewnętrznego sabotażu.

Do kenijskich śledczych dołączyli Urzędnicy z Federalnego Biura Śledczego (FBI). Eksperci z agencji izraelskiego Mossadu również wyrazili chęć dołączenia w najbliższych dniach do śledztwa. Tymczasem lotnisko, największy port komunikacyjny w Afryce Wschodniej, stopniowo wznawia swoją działalność. - Spodziewamy się, że normalny przepływ pasażerów zostanie przywrócony w piątek o północy - zapowiedział minister transportu i infrastruktury.

Polacy bezpieczni

Pożar wybuchł w środę ok. godz. 5 rano (6 czasu polskiego), uszkodził halę przylotów międzynarodowych oraz jeden z terminali w hali odlotów. Pasażerów ewakuowano, a port został zamknięty. Wszystkie samoloty lecące do Nairobi przekierowano na inne lotniska w Kenii. Na lotnisku znajdowała się również polska grupa wspinaczy, którzy wracali z wyprawy na Kilimandżaro. Początkowo usiłowali dojechać do portu położonego niedaleko stolicy, jednak musieli zawrócić. Udało im się dotrzeć na lotnisko w Kilimandżaro, skąd polecieli do Kataru. Tam poczekają na samolot do Polski.

Autor: db/jk / Źródło: ibtimes.com