Śmierć polskiego turysty w Nowej Zelandii

 
Polak zginął w górzystych okolicach Wellingtonsxc.hu

Zaginiony w zeszłą sobotę w Nowej Zelandii Polak nie żyje. Tamtejsze służby ratownicze odnalazły nad ranem jego ciało w kompleksie leśnym Rimutaka, w pobliżu Wellington - podała nowozelandzka telewizja One News.

Ciało 28-letniego mężczyzny zostało znalezione w potoku. Najprawdopodobniej turysta pośliznął się podczas wędrówki szlakiem i spadł z dużej wysokości do strumienia. W poszukiwania Polaka zaangażowanych było ponad 50 osób, w tym - oprócz policjantów, strażaków - kilkoro ochotników. W miejsce poszukiwań służby ratownicze wysłały trzy helikoptery.

Poszukiwania Polaka rozpoczęły się w zeszłą sobotę. Wyruszył on na jednodniowy w zamierzeniu trekking do krajobrazowego parku w masywie Rimutaka. Policję zawiadomili zaniepokojeni długą nieobecności mężczyzny jego znajomi.

Matka turysty odleciała w piątek do Nowej Zelandii, by szukać syna. W programie TVN24 "Prosto z Polski" pani Anna mówiła, że nie traci nadziei na odnalezienie go żywego. - Jadę spotkać się z synem. Na pewno nie jadę na pogrzeb. - mówiła kobieta.

Miał 28 lat. Do Nowej Zelandii wyjechał w lutym, by pracować tam jako inżynier oprogramowania.

Źródło: rp.pl, dziennik.pl

Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu