Szczyt G8 od dawna nie jest spotkaniem gospodarczym tylko towarzyskim, a w takich najlepiej odnajduje się gospodarz tegorocznego szczytu. Silvio Berlusconi dwoi się i troi, by przywitać i ugościć wszystkich. Jednak nie wszyscy mają na to ochotę.
Organizacja szczytu G8 odbywającego się we włoskiej l'Aquilli, faktyczne decyzje na nim podejmowane oraz rola Silvio Berlusconiego nie wszystkim przypadła do gustu. Brylującego w blaskach fleszów włoskiego premiera najwyraźniej dość ma już Barack Obama.
Berlusconi musiał być mocno zaskoczony, kiedy jego dłoń - zamiast mocno uścisnąć prawicę amerykańskiego prezydenta - na kilka sekund zawisła w powietrzu.
Po włosku, czyli byle jak
Czym mógł narazić się włoski premier? - Ten szczyt jest po włosku przygotowany - ocenia Jan Filip Staniłko z Instytutu Sobieskiego. Po włosku, czyli przygotowanie spotkania najbardziej uprzemysłowionych państw świata pozostawia wiele do życzenia. Dla gości zabrakło krzeseł i folderów informacyjnych. Nie zabrakło tylko jednego - premiera Berlusconiego, którego było pełno.
- To król PR-u i manipulacji medialnych, a podczas szczytu może swoim obywatelom pokazać, że jest aktywny na arenie międzynarodowej - wyjaśnia Staniłko.
Również mieszkańcy l'Aquilli, boleśnie doświadczonej przez trzęsienie ziemi, są rozczarowani efektami szczytu. - Nasze miasto musi się odbudowywać, a nie być miejscem propagandy - narzekają i oczekują od spotkań światowej czołówki czegoś więcej niż deklaracji walki z globalnym ociepleniem oraz wyrażenia współczucia ofiarom trzęsienia ziemi.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Sczyt G8. Miało być gospodarczo, jest tylko towarzysko (TVN24)