Po tym, jak kanclerz Angela Merkel wyraziła zgodę na ściganie Jana Boehmermanna - którego władze w Ankarze oskarżają o znieważenie prezydenta Erdogana - satyryk zdecydował się zejść z anteny, na razie na cztery tygodnie. W ironicznym oświadczeniu wyraził obawę, że będzie musiał wyjechać z Niemiec do Korei Północnej, gdzie zostaną mu na nowo wyjaśnione zasady wolności słowa.
Satyryk, który jednym ze swoich skeczy wywołał polityczną burzę na linii Niemcy - Turcja oraz wewnątrz samych Niemiec w oświadczeniu podkreślił, że on i jego redakcja przez ostatnie trzy lata czerpali natchnienie dla swych utworów satyrycznych z polityki, felietonów i bulwarówek. W ciągu dwóch minionych tygodni - zauważa satyryk - to my staliśmy się tematem dla wszystkich tych medialnych poziomów: komentatorów politycznych, felietonów kulturalno-społecznych oraz dla tabloidów.
"Istnieją ważniejsze tematy do dyskusji"
"Dlatego postanowiłem sobie zrobić krótką przerwę od telewizji, żeby opinia publiczna i internet mogły ponownie skupić się na tym co jest naprawdę ważne: kryzysie uchodźczym, filmach z udziałem kotów oraz życiu miłosnym Sophii Thomalli (niemiecka gwiazdka telewizyjna - red.)" - napisał Boehmermann.
"Istnieją ważniejsze tematy do dyskusji niż wiersz zaprezentowany w programie satyrycznym"- stwierdził komik.
"Od Saary po Saksonię czuję solidarność z moim programem od zdecydowanej większości, która nie jest prezydentem Erdoganem, i za to chciałbym wszystkim z głębi serca podziękować" - czytamy w oświadczeniu.
Satyryk ironizuje, że będzie musiał opuścić kraj, żeby wyjechać do Korei Północnej, gdzie w ramach "Twerk&Travel" zostaną mu jeszcze raz porządnie wyjaśnione kwestie związane z wolnością prasy i sztuki. Jednak zanim to się wydarzy Boehmermann uda się "swoim segwayem na pielgrzymkę Drogą św. Jakuba, żeby odnaleźć siebie samego".
Oświadczenie Boehmermanna stało się hitem niemieckiego internetu. Na post zamieszczony w mediach społecznościowych zareagowało 255 tys. osób, zamieszczono też 11,6 tys komentarzy i udostępniono post ponad 25 tys. razy.
Stacja stoi murem za artystą
Jeszcze w minionym tygodniu redakcja tvn24.pl próbowała się skontaktować z Janem Boehmermannem. Otrzymaliśmy wiadomość od rzeczniczki prasowej redakcji ZDF, w której oświadczono nam, że obecnie Boehmermann nie udziela żadnych wywiadów.
Kilka godzin po oświadczeniu Boehmermanna, władze niemieckiej telewizji ZDF ogłosiły, że w razie potrzeby będą do końca bronić satyryka. W komunikacie opublikowanym na Twitterze ogłoszono przerwę w nadawaniu "Neo Magazin Royale" do 12 maja. Nie wiadomo jeszcze, co zastąpi na antenie program, jednak we wszystkich komentarzach, przedstawiciele stacji podkreślają swoje stuprocentowe wsparcie dla 35-letniego satyryka.
Polityczna burza
Niemiecka prasa pisze, że oświadczenie komika jest reakcją na piątkową decyzję Angeli Merkel. Kanclerz Niemiec przesłała do niemieckiej prokuratury pozwolenie na wszczęcie postępowania przeciwko Boehmermannowi z paragrafu 103 niemieckiego kodeksu karnego (StGB). Chodzi o zarzut znieważenia głowy państwa bądź wysokich przedstawicieli władz innego kraju.
Paragraf ten zakłada, że aby wszcząć postępowanie (nawet na wniosek władz innego kraju) zgodę musi wydać kanclerz Niemiec. Kara, jaka jest przewidziana za znieważenie głowy innego państwa, to maksymalnie trzy lata pozbawienia wolności bądź grzywna finansowa.
Decyzja Merkel wywołała kolejną burzę polityczną. 65 proc. uczestników sondażu instytutu Infratest dimap dla pierwszego programu telewizji publicznej ARD uznało decyzję podjętą przez Merkel w zeszły piątek za niewłaściwą. Tylko 28 proc. ankietowanych uznało, że szefowa niemieckiego rządu postąpiła słusznie - podała w niedzielę ARD.
Boehmermann w swojej autorskiej audycji "Neo Magazin Royal", która emitowana była na kanale ZDF neo (kanał należący do telewizji ZDF) odczytał uznany powszechnie za pamflet wiersz zawierający liczne epitety pod adresem głowy tureckiego państwa.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona//rzw / Źródło: Der Spiegel, n-tv, Die Zeit, FAZ, PAP, tvn24.pl