Na placu defilad w centrum Phenianu zebrał się wielotysięczny tłum, który wiecował wyrażając swoje poparcie dla wodza Korei Północnej, Kim Dzong Una. Tłum stał w równych szeregach i skandował: "Śmierć amerykańskim imperialistom!". Seul przestrzegł, że zaobserwowano wzmożony ruch w północnokoreańskich bazach rakietowych.
Kim Dzong Un postawił w nocy z czwartku na piątek siły zbrojne w stan alertu i ogłosił gotowość wojsk rakietowych do ataku. Według północnokoreańskiej agencji KCNA Kim uznał, że "w obecnej sytuacji nadszedł czas, by wyrównać rachunki z amerykańskimi imperialistami". Natomiast nieporozumienia między Koreą Północną a USA "można rozwiązać tylko siłą".
"Odpowiemy na prowokacje"
Południowokoreańskie wojsko poinformowało, że w Korei Płn. zaobserwowano ruchy wojsk i jednostek transportowych w bazach, w których znajdują się rakiety średniego i dalekiego zasięgu, co może wskazywać na to, że pociski są gotowe do odpalenia. Ministerstwo obrony Południa oświadczyło, że obserwuje stanowiska rakiet typu Scud, jak i balistycznych pocisków rakietowych dalszego zasięgu typu Nodong i Musudan. Rzecznik resortu Kim Min Seok poinformował też w piątek na konferencji prasowej, że małe, północnokoreańskie okręty wojenne i łodzie patrolowe prowadziły w czwartek manewry w pobliżu granicy z Koreą Płd. Rzecznik dodał również, że ministerstwo obrony w Seulu bierze pod uwagę możliwość, że ćwiczenia marynarki mogą doprowadzić do otwartej prowokacji. Szef Pentagonu Chuck Hagel powiedział już w czwartek dziennikarzom: - Musimy postawić sprawę jasno - traktujemy prowokacje Północy bardzo poważnie i odpowiemy na nie. - Wojownicza retoryka oraz bardzo prowokacyjne kroki (Korei Płn.) zwiększyły zagrożenie i musimy stawić czoło tej rzeczywistości - podkreślił minister obrony USA, dodając, że amerykańskie siły zbrojne są gotowe na "każdy scenariusz" na Półwyspie Koreańskim.
Demonstracje siły
W czwartek, w ramach dorocznych wspólnych ćwiczeniach wojsk Korei Południowej i USA, dwa amerykańskie bombowce strategiczne B-2 Spirit odbyły lot ze swej bazy Whiteman w stanie Missouri nad Koreę Południową i z powrotem, zrzucając ćwiczebną amunicję na południowokoreański poligon. Wykonane w technologii "stealth" samoloty B-2 są praktycznie niewykrywalne przez radar i mogą wykonywać uderzenia jądrowe. Ekspert ds. Korei Płn. z amerykańskiego think tanku Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Victor Cha, pytany o to, czy misja B-2 może zwiększyć napięcie na Półwyspie, powiedział agencji Reutera: "Nie sądzę, by napięcie mogło być większe niż teraz". Kim Dzong Un uznał przelot B-2 za coś więcej niż demonstrację siły i określił jako "ultimatum (Amerykanów) dowodzące, że chcą oni za wszelką cenę rozpętać wojnę nuklearną". Agencja AP podkreśla, że groźby Phenianu prawdopodobnie nie oznaczają, że zmierza on do wojny, przyznaje jednak, że sytuacja może się wymknąć spod kontroli i doprowadzić do konfrontacji na Półwyspie, zwłaszcza, że Seul obiecał odpowiedzieć siłą na wszelkie prowokacje.
Wezwania do umiarkowania
W piątek władze Chin wezwały do "wspólnych wysiłków" na rzecz zmniejszenia napięcia na Półwyspie Koreańskim. Chiny uchodzą za jedynego liczącego się na arenie międzynarodowej sojusznika Korei Płn. Pekin głosował niedawno za nowymi sankcjami wobec państwa północnokoreańskiego. Również Rosja oświadczyła, że eskalacja aktywności wojskowej w pobliżu Korei Północnej może sprawić, że sytuacja wymknie się spod kontroli. Moskwa pośrednio skrytykowała w ten sposób przelot amerykańskich bombowców nad Półwyspem Koreańskim
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP