- Będziemy wiedzieli, co robić - tak izraelski minister obrony lakonicznie i dosadnie zarazem skomentował rosyjską decyzję o dostarczeniu Syrii rakiet przecwlotniczych S-300.
O tym, że Rosja dostarczy Syrii zestawy przeciwlotnicze S-300, co ma odstraszyć obcą interwencję w tym targanym wojną domowym kraju, poinformował wiceszef rosyjskiego MSZ Siergiej Riabkow.
- Uważamy te dostawy za czynnik stabilizujący i wierzymy, że takie kroki powstrzymają niektóre gorące głowy od rozważania scenariuszy, które zmienią ten konflikt w międzynarodowy z udziałem zewnętrznych sił - powiedział Riabkow.
Reakcja Izraela
Na rosyjskie oświadczenie szybko zareagował Izrael. Cytowany przez BBC minister obrony Izraela Mosze Ja'alon powiedział, iż ma nadzieję, że S-300 jeszcze nie opuściły Rosji.
- Mam nadzieję, że nie opuszczą, a jeśli, Boże uchowaj, dotrą do Syrii, będziemy wiedzieli, co robić - powiedział Ja'alon.
"Wall Street Journal" doniósł na początku maja, że Izraelczycy poinformowalli Waszyngton, iż Syryjczycy zaczęli płacenie Moskwie kwoty 900 mln dolarów za S-300, a same rakiety mogą pojawić się na Bliskim Wschodzie w ciągu trzech miesięcy.
S-300 mogą zestrzeliwać samoloty i pociski w zasięgu 200 km i z pewnością mocno wzmocniłyby potencjał obronny Syrii. Nie podoba się to Izraelowi, który w ostatnich dniach przeprowadził powietrzne rajdy nad Damaszkiem niszcząc cele, które zdaniem Tel Awiwu zagrażały izraelskiemu bezpieczeństwu.
Dodatkowo, Izrael nie chce, by zaawansowany sprzęt trafił w ręce sprzymierzeńca reżimu Baszara el-Asada, libańskiego Hezbollahu.
Autor: mtom / Źródło: BBC, PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA)