Nad Morzem Północnym powiało Zimną Wojną. Do przestrzeni powietrznej Holandii zbliżyły się dwa ignorujące wezwania radiowe rosyjskie bombowce Tu-95. Na ich przechwycenie wysłano parę F-16, które śledziły intruzów do momentu, gdy zostały zastąpione przez Typhoony brytyjskiego RAF-u. Po kilku godzinach napięcia, Rosjanie odlecieli w kierunku swoich baz na Półwyspie Kolskim.
Do spotkania nad Morzem Północnym doszło 17 sierpnia. Nagranie pary rosyjskich Tu-95 holenderskie ministerstwo obrony udostępniło jednak dopiero teraz.
Spotkanie w przestworzach
17 sierpnia rano dwa bombowce niebezpiecznie zbliżyły się do przestrzeni powietrznej Holandii i nie odpowiadały na wezwania radiowe. W ocenie holenderskiego systemu kontroli Tu-95 nawet przekroczyły powietrzną granicę kraju. Ku intruzom wysłano więc dwa F-16 z bazy w Leeuwarden, które już wcześniej dostały rozkaz oczekiwania w pobliżu. Dwa myśliwce przechwyciły bombowce i leciały tuż obok nich, ciągle monitorując Rosjan oraz nagrywając całe zdarzenie.
Po krótkim wspólnym locie opiekę nad Tu-95 holenderscy myśliwcy przekazali swoim brytyjskim kolegom z RAF-u. Dwa Typhoony towarzyszyły parze Tu-95 aż do północnych granic Wysp Brytyjskich. Po dokonaniu "oblotu" Morza Północnego Rosjanie skierowali się w do bazy w okolicy Murmańska na dalekiej północy Rosji.
Tchnienie historii
Całe wydarzenia jest jak żywcem wyjęte z okresu Zimnej Wojny. Wtedy rosyjskie morskie samoloty patrolowe niemal nieustannie latały na granicy międzynarodowej przestrzeni powietrznej i były śledzone przez myśliwce NATO. Tu-95 zbliżały się również do zespołów operacyjnych flot NATO, aby śledzić ich poczynania. Wtedy na ich przechwycenie startowały myśliwce z pokładów lotniskowców.
Po upadku ZSRR loty zostały zawieszone. Wznowiono je dopiero w okresie władzy Władimira Putina w 2007 roku. Był to w zamierzeniu Kremla pokaz odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji. - Jeśli Rosjanie chcą wyciągnąc kilka tych starych maszyn z głębokich magazynów i znów posłać je w powietrze, to ich decyzja - stwierdził ówczesny rzecznik Departamentu Stanu Sean McCormack.
Żywotna konstrukcja
Tu-95, nazywane w NATO "Bear", czyli Niedźwiedź, to konstrukcja wywodząca się z lat 50-tych XX wieku. Pierwotnie był to bombowiec strategiczny mający zrzucać bomby jądrowe na amerykańskie miasta. Po przejęciu tej funkcji przez rakiety został przystosowany do roli morskich samolotów patrolowych i nosicieli rakiet cruise służących do atakowania zespołów okrętów NATO.
Niedźwiedzie są wyposażone w cztery najpotężniejsze silniki turbośmigłowe, jakie kiedykolwiek powstały. Każdy z nich to faktycznie dwa silniki połączony w jeden, napędzający dwa przeciwbieżne śmigła. Zaletą takiego rozwiązania jest wielka moc (około 12 tys. koni mechanicznych) i zdolność osiągnięcia dużej szybkości (około 800 km/h) bez pomocy silników odrzutowych. Wadą jest niezwykle głośna praca. Amerykańscy podwodniacy twierdzą, że czułe sonary ich okrętów mogły wykryć lecącego Tu-95 odległego o ponad 100 mil morskich.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: YouTube