Rosyjscy eksperci winią za Smoleńsk tylko Polaków

Aktualizacja:
"Brak treningów, nieznajomość lotniska, nieprzygotowanie załogi"
"Brak treningów, nieznajomość lotniska, nieprzygotowanie załogi"
TVN24
"Brak treningów, nieznajomość lotniska, nieprzygotowanie załogi"TVN24

Całkowitą winę za katastrofę prezydenckiego samolotu w Smoleńsku ponoszą Polacy - uważają rosyjscy eksperci, którzy swoje tezy przedstawili na specjalnej wideokonferencji Moskwa-Warszawa. Według byłego pilota Olega Smirnowa główne powody, z jakich doszło do katastrofy to: wady w przygotowaniu lotu, formowaniu i treningach załogi, brak treningów na symulatorze, nieznajomość lotniska oraz ogólne nieprzygotowanie polskiego 36. specpułku. Wszyscy eksperci podkreślali zaś, że załoga nie miała prawa lądować w panujących wtedy warunkach.

Smirnow mówił, że podczas organizacji pracy lotniczej polskiej załogi "nie dopełniono wszystkich wymagań zawartych w międzynarodowym i polskim prawie lotniczym".

"Nie było treningów"

Smirnow: Nie wypełniono podstawowych zasad organizacji lotu
Smirnow: Nie wypełniono podstawowych zasad organizacji lotuTVN24

Według Smirnowa, Polacy nie byli wytrenowani w lotach w szczególnych warunkach, jakie można spotkać w czasie lotu - burzy, mgle, warunkach oblodzenia.

- Ta załoga miała jakieś stare potwierdzenia treningu w trudnych warunkach. Nowego potwierdzenia odbycia treningu nie miała, więc go nie przechodziła - powiedział Smirnow. I dodał: Dla nas bardzo nieoczekiwanym wnioskiem komisji technicznej (badającej przyczyny katastrofy) było, że nie trenowano na symulatorze Tu-154 i że symulatora nie ma w 36. specpułku, a właśnie treningi na tym symulatorze są bardzo ważne. Tam właśnie trenowane są sytuacje niestandardowe.

"Załoga nie była zgrana, nie znała lotniska"

Smirnow wymienia szereg działań, których nie spełniono (TVN24)
Smirnow wymienia szereg działań, których nie spełniono (TVN24)TVN24

Były pilot jako kolejny błąd wymienił "wady w kompletowaniu załogi". - Powinna być bardzo zgrana, zlatana, pierwszy i drugi pilot powinni rozumieć się bez słów, podobnie jak nawigator i technik pokładowy. Ta załoga powinna latać ze sobą stale. Tego również nie było.

Smirnow z dużym naciskiem wymienił szereg procedur, jakich nie wypełniono przed wylotem - m.in. zapoznanie się z topografią okolic lotniska, narzędzi na nim obecnych, przygotowania lotnisk zapasowych.

Mówiąc o nieznajomości lotniska Sewiernyj podkreślił, że istnieje związany z nim "jeden szczególny przypadek" - zagłębienie terenu (tzw. jar) o którym nie wiedzieli Polacy. - Nawigator nie wiadomo dlaczego zaczął podawać wysokość według radiowysokościomierza, chociaż jest to złamanie zasad - ocenił. I dodał: - To podstawowy błąd, jaki popełniają kursanci szkoleń lotniczych. (...) Nieznajomość konstrukcji terenu jest ogromnym błędem i nie powinna mieć miejsca.

Wytknął również, że lotnisko w Witebsku wyznaczone na lotnisko zapasowe nie działa w weekendy - czyli wtedy, kiedy ewentualnie miano z niego skorzystać. - Na jakiej podstawie je wybrano, ja się pytam? - dodał Smirnow.

Rosyjski ekspert nie rozumie dlaczego na pokładzie tupolewa nie było tzw. lidera. - Polacy zrezygnowali z tego, żeby w locie uczestniczył profesjonalista rosyjski, co jest przyjęte na całym świecie, który zna się na trasie, lotnisku głównym i zapasowych.

Smirnow nieprzygotowanie do lotu nazwał "brakiem szacunku do życia ludzkiego".

Nie ma kontrolerów, jest szympans. Co wtedy?

Smirnow o szympansie zamiast kontrolerów (TVN24)
Smirnow o szympansie zamiast kontrolerów (TVN24)TVN24

Smirnow stwierdził jednoznacznie, że kontrolerzy lotów na wieży w Smoleńsku nie są winni katastrofy. By to zilustrować, opowiedział anegdotę:

- Gdyby nie było ani jednego kontrolera na lotnisku w Smoleńsku, a zamiast tego siedział tam szympans i w języku, który jest niezrozumiały dla jakiegokolwiek człowieka, dla jakiejkolwiek narodowości, jakimś tam bełkotem podawał informacje - nawet ten absurd w jakimkolwiek wypadku nie mógł być przyczyną katastrofy – podkreślił.

Jak argumentował, dowódca statku powietrznego powinien przestrzegać żelaznych zasad, że jeżeli na wysokości podjęcia decyzji nie ma kontaktu wzrokowego z czołem pasa startowego, ma obowiązek odejść na drugi krąg i odejść na lotnisko zapasowe.

"Błędy pilotów, powinni odejść na drugi krąg"

O tym, że załoga popełniła błędy, mówił też Ruben Jesajan z Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego. Jego zdaniem, nie była ona przygotowana do podejścia do lądowania, a dodatkowo warunki na lotnisku w Smoleńsku to uniemożliwiały.

- Dowódca podszedł do lądowania z przekonaniem, że musi wylądować. Kontroler nie mógł mu zabronić lądować – stwierdził Jesajan.

Podkreślił, że kontroler zezwolił Tu-145 zejść na wysokość decyzji, czyli na 100 metrów. - Na tej wysokości pilot powinien odejść na drugi krąg – zaznaczył Jesajan. I dodał, że tak się nie stało, bo maszyna zaczęła schodzić poniżej tej wysokości i żaden z pilotów ani nawigator nie zareagowali na malejące wartości wysokości.

Kolejny błąd, jak popełniła – zdaniem Jesajana – załoga, to nie wyłączenie autopilota przy podejściu do lądowania, gdyby to zrobili – to zdołaliby jeszcze – jak przekonywał rosyjski ekspert – poderwać maszynę do góry będąc poniżej 100 czy 60 metrów. - W takich warunkach trzeba było podchodzić ręcznie – zaznaczył Jesajan.

I dodał, że od 30 metrów nie było już szans, aby uniknąć katastrofy, samolot poderwany na wyższej wysokości mógł normalnie odlecieć.

Rosyjscy eksperci stwierdzili także, iż pierwsze i ostanie słowo należało do kapitana Tu-154, a ten nie poinformował, w jakim systemie podchodzi do lądowania. W tej sytuacji – jak podkreślali - kontroler nie może tych informacji wyciągać od załogi.

"Kontrolerzy bez zarzutu"

Rosyjscy eksperci nie mieli też żadnych zastrzeżeń do działania kontrolerów na lotnisku w Smoleńsku. Jak podkreślił Władimir Sznejder z Centrum Zautomatyzowanego Zarządzania Ruchem Lotniczym, załoga otrzymała informacje o pogodzie i to już wtedy, gdy była poza granicami Federacji Rosyjskiej.

– To był lot międzynarodowy, załoga sama decydowała o lądowaniu, kontroler nie ma prawa zamykać lotniska ze względu na warunki pogodowe, jeśli jest ono technicznie sprawne – powiedział Sznejder.

I dodał, że przy wejściu w strefę lotniska załodze znów była podana informacja o złych warunkach pogodowych. – Dowódca załogi powiedział, że spróbuje wylądować, a jak się nie uda, odleci na lotnisko zapasowe. Kontroler pozwolił na zniżenie lotu do 100 metrów. Załoga potwierdzała otrzymanie informacji w sposób wojskowy: "tak jest" – powiedział Sznejder.

Przekonywał, że kontrolerzy zgodnie poinformowali pilotów o warunkach pogodowych, na wieży nie było żadnego chaosu. Podali – też w jego ocenie - informację o reflektorach oznaczających pas startowy. – Pomoc była wystarczająca – zaznaczył Sznejder.

Dlaczego Rosjanie zorganizowali konferencję? (TVN24)
Dlaczego Rosjanie zorganizowali konferencję? (TVN24)TVN2

Wtórował mu Jesajan. – Kontroler nie może zabronić lądowania, cała odpowiedzialność spoczywa na dowódcy załogi. To nie oznacza, że dowódca może zniżać się do takiej wysokości, która grozi zderzeniem z ziemią, ma prawo zbliżać się do wysokości decyzji, potem powinien odejść na drugi krąg, jeśli nie ma warunków do lądowania – powiedział Jesajan.

"Szukali ziemi i było pełno trupów"

A Smirnow dodał: - Jeśli jesteś na wysokości decyzji, a nie widzisz pasa startowego, to masz obowiązek odejść na drugi krąg i schować podwozie, nie ma prawa obniżyć się na 99 metrów.

Jego zdaniem, szukanie horyzontu poniżej wysokości decyzji, to samobójstwo. – Wszyscy szukali ziemi, nie było ziemi, a potem było pełno trupów – stwierdził Smirnow.

W jego opinii, załoga popełniła lotniczy błąd, nie wykazała się profesjonalizmem, zaś system pracy lotniczej był niedobry, skoro pozwolił niedoświadczonej załodze przewozić prezydenta.

Smirnow uważa, że strona polska powinna zbadać, czy była wywierana presja psychiczna, gdyż czynniki psychiczne są często powodem katastrof. - Sama obecność dowódcy (gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych - red.) w kokpicie wpływa na załogę, nawet jeśli nic nie powiedział - powiedział Smirnow. I dodał: - Co ona tam robił, skoro nie miał zdania lotniczego, nie miał prawa wydawać rozkazów, był pasażerem.

Eksperci nie chcieli komentować informacji MAK, iż w krwi generała wykryto alkohol. - Jeśli pił jako pasażer, nie powinien wchodzić do kokpitu - stwierdził Jesajan.

Trzech ekspertów

Konferencję, na której Rosjanie przedstawili swoje spojrzenie na katastrofę w Smoleńsku, zorganizowała rosyjska państwowa agencja informacyjna Ria-Novosti. Wzięli w niej udział trzej rosyjscy eksperci.

Oleg Smirnow to były pilot wojskowy i cywilny, który karierę zaczął w ZSRR. Drugi z ekspertów, Władimir Sznejder, jest byłym kierownikiem zarządu ds. nadzoru w Gosawianadzorze, instytucji zajmującej się kontrolą bezpieczeństwa lotów i lotnisk.

Kolejny Rosjanin wypowiadający się o katastrofie polskiego samolotu w Smoleńsku to pilot-oblatywacz Ruben Jesajan. Obecnie jest zastępcą szefa Państwowego Instytutu Naukowo Badawczego Lotnictwa Państwowego w Moskwie.

Gościem "Kropki nad i" w TVN dziś o godz. 20 będzie płk. Edmund Klich, szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

BEZPOŚREDNIE PRZYCZYNY KATASTROFY WEDŁUG MAK - PRZECZYTAJ

RAPORT MAK PO POLSKU - tvn24.pl/dokumenty

TAK ROZBIŁ SIĘ PREZYDENCKI SAMOLOT

ROZMOWY KONTROLI LOTÓW ZE SMOLEŃSKA Z ZAŁOGĄ IŁ-76 i TU-154

STENOGRAMY ROZMÓW NA WIEŻY KONTROLNEJ W SMOLEŃSKU - po polsku

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24