Rosjanin Anton walczył i zginął. Gdzie? Nigdzie, czyli na Ukrainie. Reporterzy zbierali dowody


Dziennikarze agencji Reuters dotarli do świadków, którzy potwierdzają, że na wschodzie Ukrainie walczą rosyjscy żołnierze - wcale nie podczas urlopów. W obszernym reportażu opisują oni dowody na to, że w Donbasie giną rosyjscy żołnierze, m.in. spadochroniarze z Pskowa. Opisują również działania organizacji, które zajmują się zbieraniem informacji o poległych na Ukrainie rosyjskich wojskowych.

Rosyjski rząd wciąż dementuje informacje, że na wschodzie Ukrainy walczą rosyjscy żołnierze. Ale dziennikarze agencji informacyjnej Reuters opisali historie kilku Rosjanek przekonanych o tym, że ich synowie walczyli i zginęli na Ukrainie.

Wśród bohaterów reportażu jest 20-letni Rosjanin Anton Tumanow, który na stałe służył w rosyjskiej armii, w oddziale stacjonującym w Czeczenii na Kaukazie Północnym. Anton już nie żyje, ale jego matka - Jelena Tumanowa, nie otrzymała informacji, jak zginął. W dokumentach, które wydało rosyjskie ministerstwo obrony, nie zostało podane m.in. miejsce zgonu. Kobieta skontaktowała się więc z organizacją broniącą praw człowieka.

"Zmarł z wykrwawienia"

- W dokumentach medycznych napisano, że zginął w wyniku ran spowodowanych szrapnelem, zmarł z powodu wykrwawienia, nie ma jednak żadnej informacji, jak do tego doszło - powiedział dziennikarzom obrońca praw człowieka Siergiej Kriwienko, stojący na czele Rady ds. rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka przy prezydencie Rosji.

Ponad 10 żołnierzy z jednostki Antona Tumanowa oświadczyło, że zginął on 13 sierpnia podczas walki w okolicy ukraińskiego miasta Sniżne. Według informacji, podanych przez żołnierzy, podczas tych działań zginęło ok. 100 rosyjskich żołnierzy z 18. brygady zmotoryzowanej z jednostki wojskowej 2777, zlokalizowanej w pobliżu Groznego w Czeczenii. Pod koniec sierpnia o sprawie poinformowały jako pierwsze rosyjskie media niezależne.

Jeden z żołnierzy powiedział dziennikarzom Reutera, że jego towarzysz zmarł na stole operacyjnym i opisał dramatyczne okoliczności, w jakich miało dojść do śmiertelnego zranienia Antona.

Przedstawiciele organizacji praw człowieka, z którymi rozmawiali dziennikarze Reutera, mówili o śmierci co najmniej 15 żołnierzy rosyjskich i kilkuset rannych.

Wspomnienie Czeczenii

"To, że rosyjscy żołnierze zginęli na wojnie, w którą oficjalnie nie byli zaangażowani, to problem dla Rosji. Wieści o tym, że młodzi żołnierze wracają do domów w trumnach zaczęły roznosić się w ciągu kilku ostatnich tygodni. Choć wciąż ciche, takie rozmowy mają dużą siłę oddziaływania, przywołując wspomnienia z czasów wcześniejszych rosyjskich wojen w Czeczenii i Afganistanie" - piszą dziennikarze.

Informują, że ukraiński prezydent Petro Poroszenko przyznał, że Rosja wycofała część swoich sił z Ukrainy na granicę rosyjsko-ukraińską po podpisaniu zawieszenia broni w Mińsku. Przedstawiciele NATO poinformowali jednak, że na Ukrainie pozostaje wciąż ok. tysiąca rosyjskich żołnierzy, a rosyjskie władze pracują nad wyciszeniem kwestii obecności rosyjskich żołnierzy na Ukrainie. Przywołują m.in. sprawę wpisania na listę "zagranicznych agentów" istniejącej od 1991 roku organizacji "Żołnierskie Matki", która zajmuje się zbieraniem informacji o zaginionych, zabitych i rannych żołnierzach, tuż po tym, jak zainteresowała się rosyjskimi żołnierzami na Ukrainie.

Prokremlowskie media wielokrotnie podawały, że organizacja ta jest finansowana m.in. przez amerykańskie i europejskie organizacje pozarządowe, a główne działaczki nie mają synów w wieku poborowym.

Dziennikarze Reutera piszą o próbach zastraszania obrońców praw człowieka i przypominają historię ciężko pobitego pskowskiego deputowanego i miejscowego lidera partii "Jabłoko" Lwa Schlosberga. Polityk jako pierwszy opublikował na lokalnym portalu artykuł o śmierci spadochroniarzy z 76. pskowskiej dywizji powietrznodesantowej na terenie Ukrainy, o ich pogrzebach oraz próbach ich ukrycia.

Opisują też założoną na Facebooku stronę "Gruz-200" (pochodzące z czasów radzieckich określenie zmarłego żołnierza), na której założycielka profilu Jelena Wasiliewa informuje o poległych żołnierzach i poszukiwaniu zaginionych rosyjskich wojskowych.

Rosjanie nie chcą inwazji

Dziennikarze Reuters informują, że choć 57 proc. Rosjan popiera dążenia separatystyczne samozwańczych republik w Donbasie (Doniecka i Ługańska Republika Ludowa), większość nie popiera idei bezpośredniego wtargnięcia na Ukrainę - chciałoby tego zaledwie 5 proc. badanych przez prokremlowski instytut badania opinii WCIOM (Wszechrosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej).

Przepełnione szpitale

"Oficjalnie na Ukrainie nie ma rosyjskich żołnierzy, ale Kijów utrzymuje, że rosyjskie oddziały wojskowe w ciągu ostatnich kilku tygodni pomogły separatystom zdobyć przewagę w konflikcie, spychając ukraińskie siły od granicy z Rosją i umożliwiając separatystom zdobyć dostęp do morza" - piszą dziennikarze Reuters.

Podkreślają, że udało im się porozmawiać ze świadkami, Rosjanami, którzy wiedzą o setkach żołnierzy rannych na Ukrainie albo których krewni walczą na Ukrainie. Cytują m.in. lekarza, który powiedział, że setki rannych rosyjskich żołnierzy przebywają obecnie w szpitalach wojskowych w obwodzie moskiewskim, petersburskim i rostowskim.

Przywołują historię żołnierza rosyjskich wojsk powietrznodesantowych z jednostki w Ulianowsku Nikołaja Kozłowa. 20-latek stracił nogi podczas walk na Ukrainie, na którą został wysłany pod koniec sierpnia. Jego wujek, Siergiej Kozłow, powiedział dziennikarzom Reutera, że szpitale, do których trafiał jego siostrzeniec są przepełnione.

Świadkowie, z którymi rozmawiali korespondenci, podkreślają, że żołnierze trafiają na wschód Ukrainy nawet wtedy, gdy nie chcą podpisywać dokumentów zmieniających ich status z poborowych na żołnierzy kontraktowych, a przede wszystkim - że trafiają tam nielegalnie. Mówią, że rosyjscy żołnierze przebierani są za rebeliantów, nie noszą rosyjskich mundurów.

Reportaż dziennikarzy agencji Reuters kończy historia Julii Ganijewej, która dowiedziała się o śmierci narzeczonego, Aleksieja Zasowa z 31. dywizji powietrznodesantowej z Ulianowska. Jego dowódca poinformował, że mężczyzna zmarł na terytorium Rosji. Od kolegów Aleksieja Julia dowiedziała się jednak jednak koledzy żołnierza powiedzieli Julii, że zginął on na Ukrainie.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: asz//kdj / Źródło: Reuters, tvn24.pl

Tagi:
Raporty: