Tylko szczęście i zimna krew uratowały życie tureckim dziennikarzom, którzy w niedzielę dostali się pod rosyjski ostrzał w pobliżu Gori. W piątek turecka telewizja ujawniła wstrząsające zdjęcia z incydentu.
- Do tyłu! Do tyłu! - krzyczy jeden z dziennikarzy. Drugi każe kolegom schować głowy. Inny krzyczy, że jest ranny i zaczyna głośno się modlić. Cały czas w samochód uderzają pociski.
W końcu ostrzał cichnie, a dziennikarze decydują się zatrzymać auto. Wychodzą z samochodu i wtedy podchodzą do nich rosyjscy żołnierze - nagranie się urywa.
Jak się później okazało, Turków Rosjanie (po ich opatrzeniu - jeden z dziennikarzy został ranny w głowę) zabrali do siebie, na terytorium Osetii Północnej. Jak zeznał jeden z dziennikarzy, przez kilka godzin byli przesłuchiwani przez rosyjskich oficerów.
Ostatecznie jednak Rosjanie pozwolili Turkom wrócić do kraju.
Dziennikarz: niebezpieczny zawód
Gori, gdzie padły strzały, ciągle jest w rękach Rosjan i wspieranych przez nich Osetyjczyków. Dziennikarze są zatrzymywani na rogatkach miasta i zawracani. Spotkało to m.in. dziennikarzy TVN24 - Rosjanie i Osetyjczycy nie wpuścili do Gori naszego korespondenta Tomasza Kanika.
Pod miastem ranna została również gruzińska dziennikarka.
Źródło: Reuters, Enex