Rosjanie wyrzucili dziennikarza brytyjskiej gazety "The Guardian", mimo iż posiadał rosyjską wizę. Powód? Tego rosyjscy urzędnicy nie chcieli zdradzić.
Luke Harding, który zajmował się przeciekami WikiLeaks, wrócił do Moskwy z Londynu, po tym jak spędził dwa miesiące w głównej siedzibie "Guardiana". Miał ważną dziennikarską wizę i referencje otrzymane z rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych.
Kiedy jednak reporter pojawił się na lotnisku w Moskwie, dowiedział się od przedstawiciela straży granicznej, że jego wiza została odwołana. Harding został zatrzymany na 45 minut, po czym wsadzony do samolotu powrotnego do Londynu. Jak pisze na swojej stronie "New York Times", straż graniczna Rosji jest kontrolowana przez FSB.
Redaktor naczelny "Guardiana" Alan Rusbridger powiedział, że to bardzo niepokojące zdarzenie z poważnymi następstwami dla wolności prasy. - Sposób traktowania przez Rosję dziennikarzy, zarówno krajowych, jak i zagranicznych, jest powodem wielkiego zaniepokojenia - dodał naczelny "Guardiana".
Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych nie chciało komentować decyzji, ale wyraziło niezadowolenie z pracy Hardinga, jeszcze przed tym, jak zaczął on pisać o WikiLeaks.
W opisywanych przez Hardinga depeszach była m.in. mowa o panującej w Rosji korupcji oraz niepochlebne informacje o premierze Władimirze Putinie.
Źródło: PAP, nytimes.com
Źródło zdjęcia głównego: uardian.co.uk