W Osetii Północnej na południu Rosji, a także w Moskwie i Petersburgu w sobotę rozpoczęły się trzydniowe uroczystości żałobne ku pamięci ofiar ataku terrorystycznego na szkołę w Biesłanie we wrześniu 2004 roku. Zginęło wtedy 318 zakładników, w większości dzieci.
W sobotę od rana do biesłańskiej szkoły przychodziły tysiące ludzi, aby oddać hołd ofiarom dramatu. W ruinach sali sportowej, w której rozegrała się tragedia, leżą świeże kwiaty i płoną świece. Po środku sali stoi wielki drewniany krzyż. Wokół - zdjęcia zabitych dzieci, nauczycieli i rodziców.
"Domagamy się obiektywnego śledztwa i ukarania wszystkich winnych" - głosi plakat, wywieszony na na jednym z budynków szkoły.
Pamięć ofiar uczcili m.in. przewodniczący Dumy Państwowej, izby niższej rosyjskiego parlamentu, Borys Gryzłow i pełnomocnik prezydenta Rosji w Południowym Okręgu Federalnym Dmitrij Kozak. Wśród obecnych byli też oficerowie oddziałów antyterrorystycznych Alfa i Wympieł, którzy trzy lata temu brali udział w szturmie na szkołę. Zginęło wówczas 10 komandosów z tych elitarnych jednostek.
"Matki Biesłanu", organizacja pozarządowa skupiająca rodziny ofiar ataku na szkołę, opublikowała odezwę do Władimira Puina, w której wyrażono ubolewanie, że prezydent nie przyjechał do Biesłanu w rocznicę dramatu.
Putin od czwartku przebywa w odległym o kilkaset kilometrów Astrachaniu, nad Morzem Kaspijskim. W sobotę ograniczył się do zaapelowania stamtąd o pielęgnowanie pamięci o dzieciach, które zginęły w biesłańskiej szkole.
1 września 2004 roku kaukascy terroryści zajęli Szkołę Podstawową nr 1 w Biesłanie, biorąc 1127 zakładników, głównie dzieci, które uczestniczyły w uroczystej inauguracji roku szkolnego. 3 września rosyjskie siły specjalne wzięły budynek szturmem. Zginęło 318 zakładników, w tym 186 dzieci.
Do zorganizowania ataku na szkołę przyznał się Szamil Basajew, radykalny czeczeński dowódca polowy, który w Rosji był uważany za terrorystę nr 1. Basajew zginął 10 lipca 2006 roku w wyniku eksplozji ciężarówki z materiałami wybuchowymi na terytorium Inguszetii.
Dochodzenie w sprawie tragedii w Biesłanie trwa już trzy lata. Jak dotąd do odpowiedzialności karnej pociągnięto tylko jedną osobę - Nurpaszę Kułajewa, jedynego schwytanego uczestnika ataku na szkołę. Spośród przedstawicieli władz - tak republikańskich, jak i federalnych - nikt nie został ukarany za masową śmierć zakładników.
Wyniki śledztwo wciąż nie przynoszą odpowiedzi na podstawowe pytania jakie pod adresem władz kierują rodziny ofiar i opinia publiczna w Północnej Osetii: Jak to się stało, że uzbrojony po zęby oddział terrorystyczny przejechał kilkadziesiąt kilometrów po terytorium Osetii Północnej? Dlaczego miejscowa milicja nie zareagowała na ostrzeżenia o możliwym ataku terrorystycznym w dniu 1 września? Kto pozwolił użyć czołgów w szturmie na szkołę? - to tylko niektóre z nich.
Federalna komisja parlamentarna, która przez ponad dwa lata wyjaśniała okoliczności ataku na biesłańską szkołę, w grudniu 2006 roku oczyściła resorty siłowe z odpowiedzialności za tragiczne skutki akcji uwalniania zakładników. Według komisji, to terroryści, a nie szturmujący szkołę, stali za eksplozją w budynku, która spowodowała dziesiątki ofiar.
Zdaniem "Matek Biesłanu", do tragedii doprowadziły przede wszystkim zaniedbania ze strony władz - zarówno republikańskich, jak i federalnych. Wśród winnych rodziny ofiar wymieniają również prezydenta Władimira Putina.
Najbardziej zdeterminowana część rodziców i bliskich ofiar dramatu, zrzeszona w innej organizacji skupiającej rodziny poszkodowanych - komitecie "Głos Biesłanu", złożyła już skargę na Rosję do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Źródło: PAP/Radio Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: TVN24