"Te wszystkie wspomnienia odżyły, gdy putinowska Rosja zapowiedziała wymazanie z mapy niepodległej Ukrainy"

Źródło:
TVN24 BiS
Ile Rosjanie wiedzą o przebiegu ataku Rosji na Ukrainę? Relacja Andrzeja ZauchyTVN24
wideo 2/35
Ile Rosjanie wiedzą o przebiegu ataku Rosji na Ukrainę? Relacja Andrzeja ZauchyTVN24

Gdy putinowska Rosja zapowiedziała wymazanie z mapy niepodległej Ukrainy, przypomniałem sobie o moim pierwszym zetknięciu w 1990 roku z budzącym się do wolności krajem. Wtedy pierwszy raz poznałem barwy ukraińskiej flagi narodowej. Jeżdżąc po Ukrainie, poczułem, jak wielki i rozległy to kraj, w którym drzemie wielki potencjał europejski - pisze Jacek Stawiski z TVN24 BiS.

Otwarcie McDonald'sa w Moskwie w 1990 roku to był symbol ważny i istotny. Ideologia marksizmu-leninizmu w życiu społecznym poniosła sromotną klęskę w starciu z siłą polityki, gospodarki oraz kultury Zachodu. Marksizm-leninizm skonał mimo wielokrotnych prób jego ratowania. Jednym z symboli klęski sowieckiego modelu był oto zwykły hamburger amerykańskiej sieci fast-food na moskiewskim placu. Czuło się, że McDonald's w Moskwie definitywnie otwierał nową epoką na Wschodzie. 

Miałem okazję dwukrotnie wjechać wtedy do Ukraińskiej Sowieckiej Republiki i na własne oczy zobaczyć schyłek sowieckiego państwa. Na własne oczy widziałem też, choć oczywiście krótko, jako turysta, stopniowe narodziny współczesnej Ukrainy.

Dwa miesiące po głośnym światowym wydarzeniu, jakim było otwarcie McDonald'sa w Moskwie, w marcu 1990 roku pojechałem zobaczyć Związek Sowiecki i Lwów. Dzisiaj niewiele osób pamięta, ale położony ok. 80 km od polskiej granicy Lwów był dla Polaków często niedostępny w czasach sowieckich. Podobnie Wilno i inne miasta II Rzeczpospolitej na Wschodzie. Niezwykle rzadko dozwolone były wyjazdy do tych miast. Pamięć o Lwowie, Wilnie i Grodnie była w PRL zacierana. Nie była to blokada totalna, ale Lwów był owocem zakazanym. Zmiany przyszły wraz z Gorbaczowem, który podjął się próby reformy sowieckiego systemu i sowieckiego państwa.

Epoka Gorbaczowa przyniosła dużą zmianę, jak na relacje PRL – ZSSR, w podejściu do kwestii sąsiedztwa i historii. Pieriestrojka Gorbaczowa oparta była o destalinizację kraju. Odrzucenie dziedzictwa stalinizmu otwierało wiele możliwości zajęcia się historią stosunków polsko-sowieckich, zbrodni sowieckich na Polakach i przyniosła też złagodzenie zasad podróży do Związku Sowieckiego, w tym na dawne obszary Rzeczpospolitej. Lwów stosunkowo szybko stał się celem licznych wyjazdów, a gdy Polakom w schyłkowych miesiącach PRL dano do ręki na stałe paszporty, ruszyła wycieczkowa fala do ZSSR. Co ciekawe, szybko też ruszyła fala wyjazdów obywateli b. ZSSR do Polski. Słabo dzisiaj pamiętamy obecne niemal wszędzie targowiska z towarami z byłego Sojuza, przywożonymi do Polski: były to latarki, radia, narzędzia, grzałki, telewizory, a nawet kałasznikowy.

Jak zapamiętałem Lwów w marcu 1990 roku? Przede wszystkim jako miasto szare, smutne, przygaszone. Jednocześnie majestatyczne. Ubogie sklepy, w których nic nie było właściwie do kupienia. Po drodze do Lwowa w miasteczku Mościska na małym ryneczku w sklepie spożywczym można kupić było jedynie podgnite jabłka, składowane w dużej, nieestetycznej, blaszanej wannie. W piekarni był dostępny chleb, niezbyt smaczny. Wszędzie we Lwowie widać było beczki z kwasem chlebowym, którego można było napić się z podawanego garnuszka. W piekarni były niezbyt świeże bułeczki zwane pirożkami. W hotelu Intourist/George zamówić można było rybę z sałatą i to wszystko. Natomiast na Dworcu Kolejowym we Lwowie, jednym z najpiękniejszych dworców w Europie, gdzie w hallu stał ogromny posąg Lenina, sprzedawano pieczone nóżki kurczaka za 3 ruble sowieckie. Kurczaki smakowały, gdyż były po prostu ciepłe i szybko dostępne.

Relacja na żywo: Atak Rosji na Ukrainę

Widać było na ulicach religijny ferment. Epoka Gorbaczowa przyniosła narodom sowieckiego państwa wolność religijną. W ocalałej lwowskiej synagodze spotkałem starszą panią, która pamiętała czasy II Rzeczpospolitej. Przeżyła Holokaust, nie wyjechała ze Związku Sowieckiego. Wspominała represje wobec sowieckich Żydów, szczególnie w okresie breżniewowskim. W pewnym momencie uśmiechnęła się i powiedziała: "Gorbaczow dał nam swabodu".

Niezależnie od wszelkiego sceptycyzmu wobec sowieckich reform wtedy dotarło to do mnie i zapadło do dzisiaj w pamięć: dla milionów obywateli byłego Związku Sowieckiego otwierały się nowe możliwości, kończyły się represje i ograniczenia. Tego nie dało się zbyć wzruszeniem ramion. Otwarcie na religię w czasach Gorbaczowa nie miało znanego teraz w dobie putinizmu nacjonalistycznego, szowinistycznego i antyzachodniego oblicza. Obchody Tysiąclecia Chrztu Rusi w 1988 r., na które m.in. zaproszono prymasa Polski Józefa Glempa, były próbą odrzucenia polityki tępej ateizacji życia sowieckiego i odnalezienia korzeni kultury znacznie głębszych niż nachalna marksistowsko-leninowska skorupa.

Katedra rzymskokatolicka była pełna ludzi. Ale moje największe zainteresowanie wzbudzały prawdziwe tłumy wiernych na nabożeństwach grekokatolickich i prawosławnych. Tłumy wiernych, oświetlone cerkwie, śpiewy. Wspaniałe wrażenie. Oczywiście wiele kościołów pozostawało zamkniętych, albo zamienionych na muzea… ateizmu. Takim muzeum ateizmu był między innymi piękny kościół barokowy dominikanów. Po wejściu do środka wyczuwało się atmosferę pustki, swoistej kulturowej przemocy państwa i jakiejś nierzeczywistości.

Obowiązkowym celem wizyt polskich wycieczek był Cmentarz Łyczakowski. Przewodniczka mówiła swobodnie o polskich grobach, o zabytkach polskiej kultury, opowiadała też o poecie Iwanie Franku, który pochowany jest na tym cmentarzu. Ale zainteresowanie polskich wycieczek od razu było nakierowane na inne, całe dekady zakazane miejsce. Od razu pytano o nie, a przewodniczka trochę ze strachem pokazywała, jak dojść do Mauzoleum Orląt Lwowskich. Wtedy Mauzoleum było w ruinie, opuszczone, zniszczone. Mimo to polskie ekipy budowlane, przebywające na kontraktach we Lwowie, podejmowały próby oczyszczenia, uporządkowania i zabezpieczenia mogił Orląt. To budziło podziw i nadzieję, że kiedyś Mauzoleum przestanie być miejsce zakazanym i zabronionym.

Najważniejsze wspomnienie ze Lwowa w marcu 1990 r. to zawieszone wszędzie flagi ukraińskie. Zobaczyłem narodowe kolory Ukrainy chyba po raz pierwszy w życiu. Flagi były w całym lwowskim centrum. Na ulicach mnóstwo ludzi prowadziło ożywione dyskusje, co chwilę widać było pochody zwolenników ukraińskiej niepodległości. We Lwowie można było dostać niezależne, drukowane w sposób prymitywny gazetki ukraińskie. Wolność przychodziła stopniowo, ale konsekwentnie do Ukrainy. Mimo narodowego ożywienia w marcu 1990 r. przed Operą we Lwowie stał jeszcze posąg Lenina. Wydawał się być niewzruszony. Ten pomnik przypominał, że Sojuz Republik Sowieckich jeszcze się trzyma i nie daje sobie wyrwać kontroli nad narodami gasnącego imperium.

Ale to właśnie wtedy się zaczęło zmieniać. W tych samych dniach marca 1990 r., kiedy byłem we Lwowie, Związkiem Sowieckim wstrząsnął pierwszy, odważny ruch maleńkiej Litwy, która ogłosiła wystąpienie z Sojuza i przywrócenie formalnie Litwy międzywojennej. Grupa Polaków, z którą zwiedzałem Lwów, przestraszyła się, że w państwie Gorbaczowa zostanie ogłoszony stan wyjątkowy, a granice zostaną zamknięte i utkniemy w ZSSR. Na szczęście nic takiego się nie stało, dopiero niemal rok później Moskwa próbowała podporządkować sobie Litwę, ale na szczęście bez powodzenia. O proklamacji niepodległości Litwy dowiedzieliśmy się z polskiego radia. Gazeta sowiecka "Prawda", którą kupiłem na pamiątkę, i którą gdzieś mam, chyba nigdzie o Litwie nie wspomniała. Lwów był już ukraiński, ale gazety oficjalne, a nawet pocztówki dla turystów były opisane wyłącznie językiem rosyjskim.

Do Lwowa wróciłem kilka miesięcy później, na przełomie września i października 1990 r. Gołym okiem widać było coraz szybszy marsz Ukraińców do niepodległości. Znaki drogowe i drogowskazy, w tym na Kijów, zawierały nazwy pisane po ukraińsku. Przed Operą Lwowską obalono pomnik Lenina. Po cokole pomnika pozostała spora dziura. Lenin we Lwowie został obalony prawie 25 lat wcześniej niż nastąpiła deleninizacja innych miast Ukrainy, jak choćby Charków! Co więcej, na obrzeżach Lwowa i potem przed polską granicą obcokrajowcy byli kontrolowani dwukrotnie. O cel podróży, o przewożone towary wypytywali "tradycyjni" sowieccy pogranicznicy, ale potem albo wcześniej, nie pamiętam, kontrolowali nas Ukraińcy z opaskami w narodowych kolorach ukraińskich. Mówili, że to na polecenie Rady Miejskiej Lwowa, która chciała zaznaczyć rosnący dystans do państwa sowieckiego.

Kijów we wrześniu/październiku 1990 r. wydawał się być bardzo biedny, wynędzniały, szary i postsowiecki. W sklepach było niewiele, ale była dostępna Pepsi Cola, z metką na butelce pisaną cyrylicą. Jeśli dobrze pamiętam, Kijów był miastem rosyjskojęzycznym. Niewiele jeszcze było tam atmosfery lwowskiej. O dawnej świetności i o związku z Ukrainą przypominał piękny Sobór św. Zofii, który był intensywnie remontowany. Przed bramą wejściową demonstrowali wierni, domagając się zwrotu świątyni. Przed Soborem stał i stoi do dzisiaj pomnik Bohdana Chmielnickiego, bohatera narodowego Ukraińców, który jako bohater walki klasowej doczekał się pomnika w sowieckiej Ukrainie. Naprzeciwko Soboru Św. Zofii nie było nic ciekawego. Kiedy ponownie odwiedziłem Kijów w 2019 r., zobaczyłem kolejny piękny sobór, odbudowany w niepodległej Ukrainie w miejsce zniszczonego w czasach sowieckich. W pobliżu odbudowanego Soboru Michajłowskiego stoi Pomnik ofiar Wielkiego Głodu i Ściana Pamięci Poległych Żołnierzy na Wschodzie Ukrainy. Dzisiaj ta Ściana pewnie się powiększy o wiele, wiele nazwisk…

Ławra Peczerska w Kijowie już wtedy, w 1990 r., była zwrócona wiernym Kościoła prawosławnego. Gromadziły się tam liczne wycieczki. Byłem oszołomiony rozmachem świątyń Ławry. Nie sposób jej zapomnieć. W 2019 r. odwiedzałem ją znowu i jeśli dobrze zrozumiałem wszystkie symbole religijne i dewocjonalia z tego niezwykłego kościoła, Ławra opowiedziała się za Rosyjską Cerkwią Prawosławną. Ciekaw jestem, jakie stanowisko zajmuje dzisiaj.

W 1990 r. na Ukrainie, wciąż sowieckiej, zobaczyłem jeszcze kilka miejsc związanych choćby z polską tradycją Kresów, jak Okopy św. Trójcy, Chocim czy Winnicę. Wszędzie widać było wielką biedę, sowieckie zaniedbanie, ale coraz częściej natrafić można było na oznaki budzenia się wolnej Ukrainy. Niezwykły ferment wolnościowy, narodowy, kulturowy zaobserwować można było w Czerniowcach na Bukowinie, które do 1940 r. nie były częścią państwa sowieckiego. Czerniowce już wtedy wydawały się mniej szare niż inne miasta, a napotkani mieszkańcy mówili o swoim mieście, że już jako miasto bukowińskie i rumuńskie było nazywane "Małym Paryżem". W Czerniowcach spotkaliśmy wielu Żydów, którzy szykowali się do wyjazdu z ZSSR. Rozpoczynała się intensywna alija – czyli emigracja – sowieckich Żydów, którzy udawali się głównie do państwa Izrael, ale i na Zachód, szczególnie do Ameryki. W Czerniowcach spotkałem także Polaków z parafii rzymskokatolickiej. Ich wytrwałość, przywiązanie do polskiej kultury przez dekady sowieckich porządków budziły wzruszenie i podziw.

We Lwowie byłem ponownie w 2005 r., zaraz po otwarciu odnowionego Mauzoleum Orląt Lwowskich. Bezsprzecznie kompromis polsko-ukraiński, pozwalający współczesnej Polsce utrzymać to miejsce jako narodowe mauzoleum, choć poza granicami państwa polskiego, był jednym z wielu naprawdę dobrych momentów polsko-ukraińskiego sąsiedztwa po tym, gdy na gruzach sowieckiego imperium obydwa narody stały się niepodległe. Lwów 2005 r., choć uboższy od Krakowa, skąd wyjeżdżałem, był już po tej dobrej stronie. Europejska współczesność wkroczyła do miasta, choćby w postaci… restauracji McDonalds. W 2019 r. odwiedziłem Kijów. Miasto w pełni dwujęzyczne, wyraźnie więcej ukraińskiego niż rosyjskiego, niezwykle żywe, dynamiczne, pewne swego, bez obaw przed potężną Rosją. Państwo maszerujące na Zachód, słabe słabościami, jak kiepski etos urzędniczy, korupcja, oligarchia, ale silne determinacją sukcesu 30 lat niepodległości. Byłem w Kijowie tydzień, żal było wyjeżdżać.

Dlaczego o tym wszystkim wspominam teraz? Te wszystkie wspomnienia odżyły w chwili, gdy putinowska Rosja zapowiedziała wymazanie z mapy niepodległej Ukrainy. Wtedy przypomniałem sobie o moim pierwszym zetknięciu w 1990 r. z budzącą się do wolności Ukrainą. Wtedy pierwszy raz poznałem barwy ukraińskiej flagi narodowej. Jeżdżąc po Ukrainie, poczułem, jak wielki i rozległy to kraj, w którym drzemie wielki potencjał europejski. Wspomnienia z tamtych wyjazdów wróciły do mnie z wielką, wielką siłą. Dzisiaj, słysząc o zamykaniu McDonald'sa w Moskwie, wspominam tamten 1990 r. jako czas nadziei. Czas końca i początku historii. Końca złej historii sowieckiej i początku historii wolności, otwartości, narodowej i obywatelskiej dumy. I początku nowego sąsiedztwa polsko-ukraińskiego.

Sława Ukrainie!

OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO:

Autorka/Autor:Jacek Stawiski

Źródło: TVN24 BiS

Tagi:
Raporty: