Władimir Putin ogłosił w środę częściową mobilizację w Rosji. - Do walki z Ukraińcami, czyli z armią zmotywowaną, wyszkoloną i dobrze wyposażoną, potrzebni są żołnierze, którzy są tak samo wyszkoleni i wyposażeni, a z tym Rosjanie mają bardzo wyraźny problem - ocenił w rozmowie z TVN24 komandor porucznik rezerwy Maksymilian Dura. Jak dodał, decyzję Putina można postrzegać w sposób pesymistyczny oraz optymistyczny. W ocenie Wojciecha Konończuka z Ośrodka Studiów Wschodnich poranne ogłoszenie Putina "paradoksalnie wywołało większy strach w społeczeństwie rosyjskim niż w społeczeństwie ukraińskim".
Władimir Putin ogłosił w Rosji częściową mobilizację, która ma się rozpocząć jeszcze w środę. Ma objąć rezerwistów, czyli osoby, które już odbyły służbę wojskową, ale przed wysłaniem na front mają przejść dodatkowe szkolenie. Mobilizacja obejmie 300 tysięcy osób - poinformował minister obrony Rosji Siergiej Szojgu.
"Taka mobilizacja niczego nie zmieni"
Pytany o to, jak należy postrzegać decyzję Putina, komandor porucznik rezerwy Maksymilian Dura ocenił, że można ją interpretować "pesymistycznie i można optymistycznie". - Pesymistycznie to, że Putin chce wygrać tę wojnę, w związku z czym będzie dokładał tyle sił, ile będzie potrzeba, żeby tę wojnę wygrać. Optymistyczne jest to, że Putin zaczyna szukać środków, które pozwolą mu tę wojnę wygrać w sposób bardziej propagandowy - mówił.
Według niego informacje o częściowej mobilizacji oraz o zamiarze przeprowadzenia referendów na okupowanych przez Rosjan terytoriach Ukrainy "mają pokazać Zachodowi, że Putin się nie ugnie i że zrobi wszystko, żeby te tereny utrzymać, chociaż staje się to coraz trudniejsze i Putin prawdopodobnie zdaje sobie z tego sprawę".
- Ja jestem optymistą. Uważam, że taka mobilizacja niczego nie zmieni. W tej chwili na froncie walczą żołnierze, którzy chcieli tam walczyć, żołnierze w większości elitarnych jednostek, które były do tego przygotowane wcześniej. Jeżeli na front się puści ludzi z przymusu, to ta sytuacja będzie odwrotna i prawdopodobne będzie to, co mieliśmy przed kilkoma dniami w obwodzie charkowskim, czyli ucieczkę rosyjskich wojsk - zaznaczył, nawiązując do ukraińskiej kontrofensywy na wschodzie kraju, która wypchnęła siły rosyjskie z okupowanych terytoriów Charkowszczyzny.
Choć Dura podkreślił, że Rosjanie mają duże rezerwy, to "musimy pamiętać, że gotowość do boju żołnierzy, którzy zostali zwolnieni do cywila, maleje w postępie geometrycznym". - W miarę upływu lat (...) [żołnierz - red.] słabnie bardzo mocno. W związku z powyższym to nie są ci sami żołnierze, którzy odchodzili z jednostek. Poza tym to są żołnierze starzy, którzy w większości przypadków nie chcą wracać do armii, w związku z czym bardzo trudno będzie stworzyć takie jednostki, jakie zaczynały wojnę 24 lutego - powiedział.
- Zbliża się bardzo trudny okres walki dla żołnierzy, czyli okres zimowy. Nie jestem przekonany, żeby Putinowi udało się znaleźć chętnych, którzy pójdą po to na Ukrainę, żeby znaleźć się później w workach. To nie jest takie proste - ocenił.
Jak dodał, "do walki z Ukraińcami, czyli z armią zmotywowaną, wyszkoloną i dobrze wyposażoną, potrzebni są żołnierze, którzy są tak samo wyszkoleni i wyposażeni, a z tym Rosjanie mają bardzo wyraźny problem".
"Rośnie strach zwykłych Rosjan"
W ocenia Wojciecha Konończuka z Ośrodka Studiów Wschodnich przemówienie Putina "to odpowiedź Rosji na udaną kontrofensywę ukraińską". - Nie należy tego postrzegać jako wyraz siły rosyjskiej, tylko zupełnie odwrotnie. Jest to wyraz pewnej bezsilności i pewnej frustracji, jaka jest dzisiaj w Rosji - powiedział.
- Rosjanie nie oczekiwali, że Ukraińcy będą w stanie na tyle efektywnie odzyskać część utraconych terytoriów. Co więcej - Putin otwarcie dziś o tym powiedział - jest zagrożenie z punktu widzenia Rosji, że siły ukraińskie pójdą dalej, odzyskają kolejne terytoria, które straciły. To jest odpowiedź bezpośrednio na sukcesy armii ukraińskiej - stwierdził.
Ekspert OSW zwrócił uwagę na zmieniającą się retorykę rosyjskiego przywódcy. - Cele, które Putin ogłaszał 24 lutego, jeśli chodzi o wojnę z Ukrainą, czyli denazyfikacja i demilitaryzacja całego kraju, zmiana władzy w tym kraju, doprowadzenie do kompletnego resetu projektu państwa ukraińskiego, są dzisiaj zupełnie inne. Putin mówi: "naszym celem jest obrona ludności Donbasu". Już nie mówi o żadnej demilitaryzacji Ukrainy - zaznaczył.
- To, co Putin ogłosił dziś rano, paradoksalnie wywołało większy strach w społeczeństwie rosyjskim niż w społeczeństwie ukraińskim, które w ostatnich miesiącach tej wojny w dużym stopniu przestało się bać - powiedział Konończuk.
- Rośnie strach zwykłych Rosjan przed tym, że ich synowie czy ojcowie zostaną wysłani na front. Z drugiej strony po raz kolejny została podważona wiarygodność tego, co mówi Putin i co mówi Kreml. Skoro od ponad sześciu miesięcy trwa "specjalna operacja wojskowa" - bo takiej nomenklatury cały czas używa Kreml - to po co jest mobilizacja 300 tysięcy rezerwistów? Nawet propaganda kremlowska przestaje się bawić w prowizorkę i zaczyna otwarcie mówić o tym, że trwa wojna - podkreślił.
"Rosjanie na front się nie palą"
Maciej Tomaszewski, szef działu zagranicznego portalu tvn24.pl, mówił z kolei o "najbardziej wyszukiwanych frazach w rosyjskim internecie, które świadczyłyby o tym, że Rosjanie na front się nie palą". - Nie mają powodu, żeby garnąć się do tej wojny, która do tej pory przecież wojną nie jest. Jest "specjalną operacją wojskową", która prowadzona jest (…) za granicami Rosji - powiedział.
- Stąd też pewnym zgrzytem propagandowym jest to wystąpienie Władimira Putina. Może być przyczyną do podrapania się po głowie przez niejednego Rosjanina, szczególnie w wieku poborowym: dlaczego, skoro jest tak dobrze, jest tak źle? - mówił.
- Żaden mężczyzna w wieku poborowym nie może być pewny tego, że nie trafi do wojska. Skoro teraz jest częściowa mobilizacja, to czemu nie będzie kiedyś pełnej mobilizacji? – podkreślił.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Sefa Karacan/Anadolu Agency via Getty Images