Rozpaczliwie szuka wieści o synu. "Przydzielili mi dwie dziewczyny, które stale za mną podążały"

Źródło:
meduza.io
"Ceremonia żałobna" w Sewastopolu po zatonięciu krążownika Moskwa. Nagranie archiwalne
"Ceremonia żałobna" w Sewastopolu po zatonięciu krążownika Moskwa. Nagranie archiwalne Reuters
wideo 2/4
"Ceremonia żałobna" w Sewastopolu po zatonięciu krążownika Moskwa Reuters

Rodziny poborowych z krążownika Moskwa od ponad miesiąca próbują dowiedzieć się, co się stało z marynarzami i czy oni w ogóle żyją - pisze w poniedziałkowej publikacji niezależny rosyjski portal Meduza. Jedna z matek powiedziała dziennikarzom, że po powrocie z Sewastopola, gdzie chciała się dowiedzieć czegokolwiek o swoim synu, była śledzona.

Krążownik rakietowy Moskwa zatonął w Morzu Czarnym ponad miesiąc temu po tym, jak został trafiony dwoma ukraińskimi pociskami Neptun. Na okręcie flagowym Floty Czarnomorskiej służyło około 500 osób. Rosyjskie Ministerstwo Obrony potwierdziło śmierć zaledwie jednego marynarza. Według resortu 27 członków załogi zaginęło - przypomniał o tych wydarzeniach zarejestrowany na Łotwie niezależny portal Meduza, który wcześniej podawał, że liczba ofiar wśród członków załogi Moskwy sięga co najmniej 37. Dziennikarze Meduzy rozmawiali z matką jednego z poborowych pełniących służbę na okręcie. Kobieta od miesiąca usiłuje uzyskać od rosyjskich władz jakiekolwiek informacje o swoim synu.

Relacja tvn24.pl: ATAK ROSJI NA UKRAINĘ 

Rozmówczyni Meduzy, prosząca o zachowanie anonimowości (dziennikarze podali jedynie, że ma na imię Olga), opowiedziała, że po zatonięciu krążownika pojechała na Krym, do jednostki wojskowej numer 810, gdzie miała zostać przewieziona załoga okrętu. Tam spotkała się z kapitanem jednostki, który dowodził, że brał udział w ratowaniu marynarzy. - Wydawało mi się jednak, że tak nie jest. Spojrzałam na jego włosy, rzęsy, brwi i dłonie, nie miał na ciele żadnych śladów, że tam był (chodzi o oparzenia - red.) - utrzymywała kobieta.

Krążownik Moskwa - co wiemy o zatopionej rosyjskiej jednostce
Krążownik Moskwa - co wiemy o zatopionej rosyjskiej jednostceTVN24

Nie było ognia, jedynie dym

Matka marynarza twierdziła, że przedstawiciele Floty Czarnomorskiej nie chcieli, by rozmawiała z kimkolwiek z mediów. Codziennie do niej wydzwaniali i deklarowali, że "próbują znaleźć zaginionych marynarzy". - Dowództwo floty przydzieliło mi też dwie dziewczyny, które stale za mną podążały. Rozumiem, że byłam śledzona. Nikt w mojej sprawie nawet nie kiwnął palcem - nie kryła rozgoryczenia.

Rozmówczyni Meduzy udało się także skontaktować z dowódcą Floty Czarnomorskiej Igorem Osipowem, który jej "niczego nie wyjaśnił". Wprowadził jedynie zamieszanie, ponieważ podał jej liczbę zaginionych 19 osób i trzech zabitych. Następnego dnia rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że zaginęło 27 marynarzy, a jeden zginął.

Osipow utrzymywał, że na okręcie wybuchł pożar, jednak marynarze krążownika, z którymi mogła porozmawiać kobieta, opowiadali o gęstym czarnym dymie. Niemal wszyscy wymiotowali z tego powodu i nikt z nich nie widział otwartego ognia.

"Ostatnie zdjęcie satelitarne krążownika Moskwa" (14.04.2022)
"Ostatnie zdjęcie satelitarne krążownika Moskwa" (14.04.2022)

W trzech szpitalach

Przedstawiciele Floty Czarnomorskiej nie chcieli także, by matka marynarza odwiedzała szpitale, gdzie leczą się inni członkowie załogi. Mimo to udało jej się dostać do trzech placówek. Widziała w sumie około 20 marynarzy. Nie chcieli jednak z nią rozmawiać, twierdzili, że podpisali dokument, coś w rodzaju umowy o zachowaniu poufności, na okres pięciu lat.

Kobieta dotarła do poborowego, który na pokładzie krążownika, w czasie eksplozji, przebywał w tym samym miejscu co jej syn. Gdy tylko zaczął coś wspominać, na oddział szpitalny wkroczyły dwie dziewczyny w mundurach. - Po ich przyjściu odparł, że nic nie może powiedzieć z powodu dokumentu. Jeden z chłopaków zdołał mi powiedzieć szeptem, że oni (marynarze po zatonięciu krążownika) zostali "rozproszeni po całej Rosji" - powiedziała rozmówczyni Meduzy. - Jeździłam po szpitalach i jednostkach wojskowych, kopałam wszędzie, gdzie było można. Nigdzie nie było żadnej informacji - dodała.

Krążownik Moskwa. Zdjęcie archiwalne mil.ru

Oferta odszkodowania

Matka marynarza otrzymała dokumenty do podpisania, że ​​zgadza się na zmianę jego kwalifikacji z osoby "zaginionej" na "zmarłą". W ten sposób mogła dostać odszkodowanie, ponad milion rubli. Stanowczo odmówiła. - Jak mogę pochować moje dziecko, kiedy wierzę, że żyje? - mówiła.

Wcześniej niezależny portal publikował historie także innych matek marynarzy, usiłujących ustalić cokolwiek o ich losie po zatonięciu krążownika.

Autorka/Autor:tas/kg

Źródło: meduza.io

Źródło zdjęcia głównego: mil.ru

Tagi:
Raporty: