Anektując Krym, Rosja efektownie pokazała światu, że granice jej terytorium nie są niezmienne. Tak samo jednak myślą Chińczycy, których rosnąca przewaga nad sąsiadem z północy nasuwa pytania o przyszłość wschodniej części Syberii.
„Ziemia bez ludzi, dla ludzi bez ziemi”. Hasło to, którym w XX wieku promowano żydowskie osadnictwo w Palestynie, idealnie pasuje do obecnej sytuacji na pograniczu rosyjsko-chińskim. Przez dalekowschodnią granicę Rosji na dużą skalę odbywa się chińska migracja ludzi, produktów i inwestycji. Chińczycy patrzą na północ, myśląc zarówno o szansach na biznes, jak i szukając nowych życiowych możliwości. Chodzi o znalezienie żony i posiadanie własnej ziemi.
Rosjanie uciekają, Chińczycy przyjeżdżają
Choć nie są publikowane na ten temat wiarygodne dane, od rozpadu Związku Radzieckiego pojawiają się szacunki dotyczące skali chińskich inwestycji oraz emigracji na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Te pierwsze liczone są w miliardach dolarów rocznie i mają znacząco przekraczać inwestycje rosyjskie na tym obszarze.
Migracja Chińczyków następuje natomiast w miejsce Rosjan uciekających z Dalekiego Wschodu na zachód. Szczególnie wrażliwi na tym punkcie rosyjscy eksperci szacowali w 2009 roku, że we wschodniej Syberii może ich żyć nawet pół miliona.
W tym samym czasie wielu Rosjan kuszonych jest przez dynamicznie rozwijające się Chiny wizją lepszego życia. Mieszkańcy regionu uczą się więc języka, jeżdżą do Chin na studia i do pracy, gdzie zarabiają znacznie lepiej niż na Syberii. Chiny przyciągają również rosyjskich przedsiębiorców, którzy znajdują w nich lepsze środowisko biznesowe i szanse na uszczknięcie kawałka tortu z chińskiej gospodarki.
Głośne stały się także transgraniczne małżeństwa – polityka jednego dziecka doprowadziła w Chinach do znaczącego niedoboru kobiet. Rosjanki zaś zachęca wizja trzeźwego i pracowitego męża, o co w pogrążonych w gospodarczej stagnacji regionach Rosji, bywa trudno. Migracja odbywa się więc w obie strony i stopniowo miesza mieszkańców po obu stronach granicy.
Utracony bezkres
Rosyjskie obawy bez wątpienia budzi fakt, że w Chinach wciąż się dobrze pamięta, iż wspólna granica nie zawsze przebiegała, tak jak obecnie.
Dzisiejszy rosyjski obwód amurski, Kraj Nadmorski i połowa Kraju Chabarowskiego, w sumie olbrzymi obszar o powierzchni około miliona kilometrów kwadratowych, stanowiły kiedyś terytorium Chin. Dla porównania, tereny te odpowiadają mniej więcej powierzchni współczesnej Francji i Niemiec razem wziętych. Przez carską Rosję odebrane zostały 150 lat temu na mocy wymuszonych traktatów. W taki sam sposób inne światowe potęgi odbierały w tamtych czasach Chinom Hongkong czy Półwysep Szantung.
Dziś Pekin odzyskał już wszystkie utracone historyczne terytoria, za wyjątkiem aspirującego do niezależności Tajwanu i właśnie ziem leżących obecnie w granicach rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Mimo podpisanych w latach 90. XX wieku traktatów granicznych pomiędzy Rosją i Chinami, kwestia ich powrotu przez wielu nie jest wobec tego uważana za rozstrzygniętą.
Syberia nie taka rosyjska
Podbite przez Moskwę 300 lat temu pustkowia nigdy nie miały silnych związków z zachodnią częścią Rosji, łączyły je jedynie kwestie natury strategicznej i handlowej. Podbój Syberii w XVII wieku przyniósł carskiej Rosji ogromne zyski, które pozwoliły zwiększyć potęgę imperium i zmienić stosunek sił w relacjach z jego europejskimi sąsiadami, m.in. z Polską. Z kolei w czasie II wojny światowej niezmierzone zasoby Syberii pomogły obronić się przed hitlerowską agresją, zaś współcześnie – są najważniejszym źródłem rosyjskich dochodów.
Nie oznacza to jednak, że Syberia, a zwłaszcza jej wschodnia część, jest zainteresowana integracją z resztą Rosji. Zacofana i wyludniająca się, zawsze żyła swoim rytmem, a gdy w 1917 roku wybuchła w Rosji wojna domowa, podjęła ona nawet próbę uzyskania niepodległości. Co ciekawe, Syberyjski Rząd Tymczasowy przez jakiś czas miał siedzibę w chińskim mieście Harbin.
Nie inaczej jest współcześnie, gdy Chabarowsk, stolica rosyjskiego Dalekowschodniego Okręgu Federalnego, leży 6 razy bliżej Pekinu niż Moskwy, z którą dzieli ją aż 8 godzin różnicy czasu. Jednocześnie w całym ogromnym, ale skostniałym Okręgu mieszka mniej ludzi niż w położonej blisko granicy, wysoce uprzemysłowionej i tętniącej życiem aglomeracji Harbinu.
Ekspansja, ale nie militarna
W tej sytuacji nic dziwnego, że pojawiają się rozważania na temat możliwości stopniowego przejścia wschodniej Syberii z orbity wpływów Moskwy na orbitę Pekinu.
Jak taka ekspansja mogłaby wyglądać? Rozstrzygnięcie zbrojne pomiędzy dwoma nuklearnymi mocarstwami wydaje się całkiem nieprawdopodobne. Można sobie jednak wyobrazić rosnącą przez dekady obecność chińskiej ludności i gospodarczą integrację wschodnich okręgów Syberii z Chinami, a następnie rosnące naciski Pekinu na jego autonomizację spod władzy Moskwy.
Ten sam scenariusz, tyle że realizowany przez Rosję i w gwałtowny sposób, doprowadził do powstania nie tylko Republik Donieckiej i Ługańskiej na Ukrainie, ale też wcześniej Naddniestrza w Macedonii czy Abchazji i Osetii Południowej w Gruzji. Moskwa więc sama mimowolnie podpowiada Pekinowi, jak we współczesnym świecie można zdobywać terytoria, nie wywołując wojen.
Powrót do przeszłości
Wracanie do odległej przeszłości i granic sprzed 150 lat nie jest przy tym, jak zauważa w swojej książce ekspert ds. relacji Moskwy z Pekinem dr Michał Lubina, przypadkowe, ponieważ wyłaniający się współcześnie charakter relacji rosyjsko-chińskich jest nawiązaniem do tamtych czasów. W skrócie – ustępstw Rosji względem potężniejszych Chin, w celu wyciągnięcia maksymalnych korzyści z utrzymywania stabilnych stosunków dwustronnych.
Łatwo zauważyć, że według właśnie takiego scenariusza przebiegały ubiegłoroczne negocjacje gazowe pomiędzy dwoma mocarstwami. Putin, co niezwykle rzadkie, osobiście poleciał do Chin, by dopilnować podpisania kontraktu, a wymuszona przez Pekin w toku przeciągających się negocjacji cena za surowiec prawdopodobnie jest rekordowo niska. Relacje z Chinami są więc trudne i wymagające ustępstw, ale nadal zapewniają Moskwie korzyści gospodarcze i strategiczne, niemożliwe do osiągnięcia bez współpracy z azjatyckim sąsiadem.
Nie dziś, nie jutro
W praktyce proces przechodzenia wschodniej Syberii w chińską orbitę wydaje się jednak wciąż odległy i czysto hipotetyczny. Przede wszystkim, na rosyjskim Dalekim Wschodzie póki co nie widać Chińczyków, nie powstają tam ich osiedla (rozsiane po całym świecie tzw. chinatown) ani wielkie fabryki. Chińska społeczność, która żyje w Rosji, znacznie lepiej widoczna jest w Moskwie i Petersburgu. W miastach takich jak Birobidżan, Chabarowsk czy Władywostok, tuż przy chińskiej granicy, dużo łatwiej niż Chińczyków spotkać imigrantów z Kaukazu czy Azji Środkowej.
Jedyne dobrze widoczne oznaki obecności Chińczyków po rosyjskiej stronie granicy to dzierżawione przez nich ziemie, na których najczęściej uprawiana jest soja. Reszta chińskich inwestycji, zwłaszcza w zakłady produkcyjne czy sektor energetyczny, giną w syberyjskim bezkresie i nie zmieniają go, póki co, na bardziej „chiński”. Ciężko więc mówić, by pod tym względem wschodnia Syberia różniła się czymkolwiek od innych obszarów świata, w których Państwo Środka inwestuje często znacznie poważniejsze środki.
Jednocześnie nawet krótka wizyta na pograniczu rosyjsko-chińskim ukazuje kolejny problem – życie po rosyjskiej stronie granicy w rzeczywistości jest trudniejsze. To w Chinach zarobki są wyższe, środowisko biznesowe przyjaźniejsze, gospodarka kwitnąca, wreszcie im dalej na południe, tym cieplej.
Trudno się więc dziwić, że granicę przekraczają głównie chińskie pieniądze, a nie osadnicy. Jeżeli więc Chińczycy już do niej emigrują, to raczej ci bogatsi i do miast w europejskiej części. Póki co, wizja przejmowania Syberii przez Chiny zderza się więc z tą samą przeszkodą, co w XVII wieku – to zwyczajnie bardzo niegościnne miejsce. Żyć tam ciężko, a biznes łatwiej prowadzić przez pośredników.
Autor: Maciej Michałek//gry / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24