Putin "uruchamia mechanizmy, których nawet bardzo autorytarny system nie jest w stanie kontrolować"

Źródło:
PAP

Władimir Putin podjął desperacki krok, ogłaszając w Rosji mobilizację. Uruchamia mechanizmy, których nawet tak bardzo autorytarny system nie jest w stanie w pełni kontrolować - stwierdził Robert Pszczel, były szef biura informacji NATO w Moskwie, a obecnie ekspert Fundacji imienia Kazimierza Pułaskiego.

Ekspert twierdzi, że "Władimir Putin został prawdopodobnie zmuszony do podjęcia decyzji o mobilizacji przez wojskowych, którzy nakreślili mu obraz sytuacji, który do niego dotarł". - Ukraina odnosi bardzo duże sukcesy, a jedną z głównych bolączek oddziałów rosyjskich jest po prostu brak ludzi. Przyparty do muru Putin zdecydował się na krok, którego chciał za wszelką cenę uniknąć. Jest to desperacja. Działanie to uruchamia mechanizmy, których nawet ten bardzo autorytarny system nie jest w stanie w pełni kontrolować - podkreślił Pszczel.

Dodał, że "żeby to zrozumieć, należy cofnąć się do początków władzy Władimira Putina". - Otóż na przełomie lat 90. i 2000. uzyskał on stosunkowo wysokie poparcie dzięki temu, co zostało uznane w Rosji za sukces drugiej wojny czeczeńskiej. Istotnym elementem politycznym tamtej sytuacji było wycofanie z frontu poborowych i uspokojenie nastrojów społecznych. Pierwsza wojna czeczeńska, w której brali udział poborowi - a więc dotykała ona bezpośrednio setek tysięcy, a pośrednio nawet milionów rodzin - doprowadziła do społecznego wrzenia w Rosji. Putin wówczas właściwie ocenił niebezpieczeństwo i przerzucił ciężar walk na żołnierzy zawodowych i kontraktowych. Nastroje zostały uspokojone, ponieważ większość społeczeństwa uznała, że wojna ich nie dotyczy. Władimir Putin zaś dostał zielone światło na budowanie swojego systemu władzy - przypomniał ekspert.

Mobilizacja w Rosji na wojnę w UkrainiePAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV

"Nie ma dziś takiej osoby, która mogłaby przewidzieć, co się stanie"

Podkreślił, że mobilizacja niesie bardzo poważne konsekwencje dla Rosji w różnych sferach - nie tylko wojskowej.

- Przede wszystkim obserwujemy masowy exodus ludzi, którzy chcą uniknąć wcielenia do armii. Większość z tych osób absolutnie przeciwko tej wojnie nie protestowała i być może nawet wyrażała dla niej poparcie. Do momentu, póki ich ta wojna nie dotyczyła. Szerzej widzimy bardzo poważny opór społeczny wobec tej decyzji, zwłaszcza w takich regionach jak Dagestan. Jest ewidentne, że nie spotkała się ona z powszechną akceptacją, z wyjątkiem grupy jastrzębi i różnych ideologicznych szaleńców, którzy sami zresztą chronią swoje rodziny przed powołaniem do wojska - mówił.

Zaznaczył, że są też inne konsekwencje, które nie są ewidentne na pierwszy rzut oka.

- Rosja jest w wyjątkowo trudnej sytuacji ekonomicznej. Wyciąganie z rynku pracy ludzi i wcielanie ich do wojska, jeszcze bardziej zaostrza kryzys. Zmusza też osoby, które są immanentną częścią tego reżimu - oligarchów, dyrektorów różnych państwowych przedsiębiorstw - do kombinowania, żeby uchronić swoich pracowników przed branką - powiedział Pszczel.

Zwrócił uwagę, że większość zmobilizowanych nie stanowi wartościowego wojska i ma małe szanse, żeby się nim stać. - Rosja poniosła dotychczas ogromne straty, w tym w korpusie oficerskim. W normalnych warunkach ci ludzie powinni szkolić powołanych do wojska. A tego nie mogą zrobić ze względów oczywistych - wskazywał.

- Potencjalne wysokie straty wśród poborowych niosą bardzo poważne konsekwencje dla nastrojów w samej Rosji, również z punktu widzenia stabilności reżimu. Nie ma dziś takiej osoby, która mogłaby przewidzieć, co się stanie - podsumował ekspert.

Autorka/Autor:ads/kab

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Getty Images