Tegoroczna konferencja prasowa prezydenta Władimira Putina trwała cztery i pół godziny i była inna niż zwykle. Prezydent odpowiadał na pytania dziennikarzy wirtualnie, ze swojej rezydencji w Nowo-Ogariowie. Pandemia pokrzyżowała także plany związane z innym tradycyjnym wydarzeniem, "dialogiem Putina z narodem". Dlatego, obok dziennikarzy, pytania stawiali także zwykli Rosjanie.
Doroczna konferencja prezydenta Rosji zaczęła się w czwartek o godzinie 12.00 czasu moskiewskiego (godz. 10 w Polsce). Władimir Putin odpowiadał na pytania dziennikarzy ze swojej rezydencji w Nowo-Ogariowie nieopodal Moskwy, a nie - jak w ostatnich latach - przebywając z nimi w Centrum Handlu Międzynarodowego w Moskwie. W czasie pandemii Kreml nie przeprowadził tradycyjnego "dialogu Putinem z narodem", dlatego pytania mogli zadawać także zwykli Rosjanie.
W Nowo-Ogariowie zebrała się niewielka grupa dziennikarzy akredytowanych przy Kremlu. Mieli maseczki ochronne, siedzieli na krzesłach ustawionych w odpowiednich odstępach. Pozostali mogli zadawać pytania ze swoich redakcji lub ze zorganizowanych w tym celu punktów. W Centrum Handlu Międzynarodowego w Moskwie było ich znacznie więcej - ponad 240.
4 godziny i 34 minuty
Putin odpowiadał na pytania dziennikarzy i zwykłych obywateli przez 4 godziny i 34 minuty. Dotyczyły one głównie walki z pandemią COVID-19 i sytuacji gospodarczej kraju.
W kwestii polityki zagranicznej Putin odniósł się do wyników wyborów prezydenckich w USA i zwycięstwa Joe Bidena, wyrażając nadzieję, że "problemy będą rozwiązywane za rządów nowej administracji USA". Odpowiadał również na pytania dotyczące sytuacji w separatystycznym Górskim Karabachu, dokąd po konflikcie zbrojnym Armenii z Azerbejdżanem Rosja wysłała kontyngent pokojowy, a także sytuacji na Białorusi, gdzie trwają protesty przeciwko Alaksandrowi Łukaszence, uznawanemu za sojusznika Kremla.
"Komu on jest potrzebny"
Zgodnie z oczekiwaniami padło także pytanie dotyczące otrucia znanego opozycjonisty i blogera Aleksieja Nawalnego. Krytyk Kremla został hospitalizowany w sierpniu. Władze Niemiec, gdzie był leczony Nawalny, twierdziły, że istnieją dowody, iż próbowano go otruć środkiem z grupy nowiczoków. Publikacje na ten temat w zachodnich mediach (m.in. w amerykańskiej CNN), które ukazały się niedługo przed konferencją, prezydent nazwał "legalizacją materiałów służb specjalnych USA".
Putin nie wymienił nazwiska Nawalnego. Mówił o nim "pacjent kliniki berlińskiej", który "korzysta z poparcia służb specjalnych USA". - Jeśli tak, to jest to interesujące, to oczywiście służby specjalne powinny się niemu przypatrywać. Ale to wcale nie znaczy, że trzeba go otruć, komu on jest potrzebny - ironizował Putin. Powiedział ponadto, że "gdyby chciano otruć Nawalnego, sprawa zostałaby doprowadzona do końca".
"W tym roku konferencja prasowa Putina trwała 4 godziny i 34 minuty, co prawie pobiło rekord z 2008 roku, kiedy odpowiadał na pytania przez 4 godziny i 40 minut. Po zakończeniu konferencji nie zakończyły się jednak pytania do prezydenta. Dziennikarze w Nowo-Ogariowie pytali go, czy jest zmęczony samoizolacją. Odpowiedział przecząco" - podsumował czwartkowe wydarzenie portal gazeta.ru.
Źródło: RIA Nowosti, Echo Moskwy, gazeta.ru