Ponad 1000 osób zatrzymano do sobotniego wieczoru w Moskwie przed opozycyjną manifestacją i podczas niej. Liczba przez cały dzień rosła z godziny na godzinę. Protestujący domagają się wolnych wyborów. - Funkcjonariuszy na ulicy są tysiące, władze zapowiedziały, że nie będą się patyczkować - relacjonował korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha.
Działacze rosyjskiej opozycji mimo ostatnich rewizji i zatrzymań, w tym jednego z najważniejszych jej liderów Aleksieja Nawalnego, postanowili zorganizować protest mimo braku zgody władz.
"Rosja bez Putina"
Na ulice Moskwy wyszły w sobotę tysiące ludzi. Protesty skupiały się wokół ulicy Zaułek Stoleszników w centrum miasta oraz wokół stołecznego ratusza. Policja podała, że w wiecu przy moskiewskim ratuszu wzięło udział około 3,5 tysiąca osób.
Po wyparciu sprzed ratusza kilkaset osób zebrało się na placu Trubnym, gdzie interweniował OMON - podała BBC. Stamtąd około 200 zgromadzonych udało się na bulwar Cwietny.
Jeszcze przed rozpoczęciem demonstracji policja zatrzymała prewencyjnie ponad 300 osób.
Dziennik "Kommiersant" przekazał, że zatrzymano między innymi opozycjonistów, których nie zarejestrowano do udziału w wyborach, w tym Lubow Sobolową, Dmitrija Gudkowa, Iwana Żdanowa i Jurija Galamina.
Do wieczora w sobotę zatrzymano łącznie 1074 osób, liczba ta z każdą godziną rosła. Demonstrujący wznosili między innymi hasła "Rosja bez Putina" oraz "Putin zrezygnuj".
Jak podaje Reuters, przynajmniej jedna kobieta i jeden mężczyzna doznali poważnych obrażeń głowy. BBC podała, że jedna z cerkwi w centrum Moskwy zdecydowała się wpuścić do środka protestujących, choć rosyjska Cerkiew prawosławna zwykle nie popiera akcji opozycji. Uczestnikom protestu umożliwiono w świątyni schowanie się przed policją i opatrzono rany.
"Policja jest bardzo brutalna, bardzo zdecydowana"
Manifestacja miała gwałtowny przebieg.
- Policja jest bardzo brutalna, bardzo zdecydowana. Każdy, kto przyniesie nawet kartkę papieru z jakimkolwiek napisem, może być w każdej chwili zatrzymany - relacjonował z samego środka protestów korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha, który podkreślił, że na miejscu są "tysiące policjantów prowadzących bezwzględną i brutalną akcję". - Całe centrum Moskwy podzielone jest na sektory przez kordony policjantów - mówił.
- Mimo iż władze straszyły, że były groźby bardzo poważnych konsekwencji, a władze zapowiedziały, że nie będą się patyczkować, że policja użyje siły, to przyszło bardzo dużo ludzi, co świadczy o tym, że dla opozycji i jej zwolenników to bardzo ważna sprawa - zauważył.
Oficjalnie opozycja demonstruje przeciwko decyzji Centralnej Komisji Wyborczej o odrzuceniu zebranych podpisów poparcia dla kandydatów opozycji w kampanii wyborczej do Moskiewskiej Dumy Miejskiej. Aktywiści i protestujący twierdzą, że rosyjskie władze wyborcze uniemożliwiają opozycyjnym kandydatom start w nadchodzących wyborach do stołecznego zgromadzenia ustawodawczego.
Pojawiają się jednak głosy, że to, co dzieje się w rosyjskiej stolicy, jest wyrazem niezadowolenia wobec polityki Putina.
Aresztowanie rosyjskiego opozycjonisty
Nawalny został w środę aresztowany na 30 dni za wzywanie do udziału w sobotniej demonstracji. Podczas wiecu 20 lipca na rzecz dopuszczenia niezależnych kandydatów do wyborów do władz miejskich Moskwy - zaplanowanych na 8 września - Nawalny oświadczył, że jeśli w ciągu tygodnia nie dojdzie do zarejestrowania wszystkich osób formalnie zgłoszonych przez opozycję, to na sobotę zostanie zwołana demonstracja przed siedzibą władz miejskich.
Opozycjoniści uważają wybory do władz Moskwy za istotne, gdyż ich zdaniem dają im one szansę zwiększenia obecności w stolicy, gdzie wspierani przez Kreml kandydaci byli w przeszłości mniej popularni niż w innych częściach kraju.
Autor: momo, akw//plw,rzw / Źródło: TVN24 BiS, Reuters, PAP, Kommiersant