Na razie to "tylko" 6 tys. przypadków, ale już w połowie stycznia zarażonych wirusem eboli może być na świecie prawie 1,5 mln osób - zdradza raport opublikowany przez międzynarodowe Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom. Pisze o nim brytyjski "Guardian".
- Koszty zwlekania z opanowaniem epidemii wirusa gorączki krwotocznej są znaczne - mówi szef ośrodka dr Tom Frieden. Dodaje, że dlatego potrzebne jest zaangażowanie USA i "innych państw" w walkę z ebolą w kilku krajach środkowej Afryki.
Ile ofiar pochłonie epidemia?
Według twórców raportu śledzących rozwój epidemii eboli w Sierra Leone i Liberii, gdzie w jej wyniku zmarło już ponad 2 tys. osób, liczba zachorowań w ciągu najbliższych czterech miesięcy może wzrosnąć do 550 tys. w "najlepszym" oraz ponad 1,4 mln w najgorszym wypadku. To oczywiście zależy od tego, czy uda się odwrócić niekorzystny trend i opanować rozprzestrzenianie eboli w tych krajach, które z wirusem sobie nie radzą.
Rozbieżność w przewidywaniach wynika z tego, że - jak piszą naukowcy - liczba zachorowań jest już teraz nawet trzykrotnie większa od szacowanej przez władze afrykańskich państw oraz agend ONZ. Oznacza to, że mamy teraz do czynienia nie z 6 tys., a prawdopodobnie nawet z 15-18 tysiącami nosicieli.
Zgodnie z modelem przedstawionym w raporcie, co 20 dni dojdzie do podwojenia liczby chorych, a ostatecznie liczba zmarłych sięgnie 70 proc. przypadków. W tej chwili oscyluje ona wokół 50 procent.
Raport nie uwzględnia ogłoszonej we wrześniu decyzji USA o wysłaniu do Afryki trzech tysięcy żołnierzy i specjalistów, którzy mają szybko stworzyć ponad 100 szpitali polowych i rozpocząć kwarantanny w regionach występowania choroby.
Jak zaznaczają eksperci - te działania powinny w ciągu kilku tygodni spowolnić "wędrówkę" eboli po Czarnym Lądzie, jednak nie mogą jej wykluczyć, bo potrzebnych jest więcej takich działań.
Autor: adso//plw / Źródło: Guardian, tvn24.pl