Aktywista Raman Pratasiewicz, który został zatrzymany na lotnisku w Mińsku po awaryjnym lądowaniu samolotu Ryanair, jest dziennikarzem i blogerem. W czasie protestów na Białorusi przebywał w Polsce, był jednym z redaktorów opozycyjnego, internetowego kanału Nexta.
Aktywista emigrant Raman Pratasiewicz do jesieni ubiegłego roku był jednym z autorów prowadzonego w Telegramie opozycyjnego kanału Nexta, później dołączył do redakcji innego kanału - Białoruś mózgu (Biełaruś gołownogo mozga).
Białoruskie władze uznały działalność Nexty, popularnego kanału w Telegramie, za ekstremizm. Jego główny autor Sciapan Puciła od kilku lat mieszka w Polsce, gdzie studiował i przez pewien czas współpracował z telewizją Biełsat. Pratasiewicz w wywiadzie dla BBC mówił, że z obawy przed represjami również przeniósł się do Polski pod koniec 2019 roku. Jesienią ubiegłego roku wyjechał na Litwę.
Na liście "zaangażowanych w terroryzm"
Obaj aktywiści są od listopada ubiegłego roku poszukiwani przez białoruskie organy ścigania. Wszczęto wobec nich kilka spraw karnych, w tym o wzniecanie nienawiści do władz i struktur siłowych, organizację zamieszek, organizację działań poważnie naruszających porządek publiczny. Zarzucono im, że w internecie wzywali do protestów, blokowania dróg, strajków, "koordynowali" protesty. Prokuratura Białorusi zwróciła się o ich wydanie do władz Polski.
W maju ojciec Pratasiewicza, który również przebywa na emigracji, znalazł się w grupie wojskowych pozbawionych przez prezydenta stopni wojskowych. Puciła i Pratasiewicz zostali umieszczeni na sporządzonej przez Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) liście osób "zaangażowanych w terroryzm".
Kanały Nexta i Nexta Live cieszyły się dużą popularnością w czasie masowych protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich. W związku z blokadami internetu oraz stron internetowych mediów niezależnych opozycyjne kanały w Telegramie były wówczas głównym źródłem informacji o planowanych i już odbywających się akcjach protestów. Większość z nich władze uznały za "ekstremistyczne", a wobec ich autorów toczą się sprawy karne.
"Bardzo martwimy się o naszego syna"
Ojciec białoruskiego opozycyjnego aktywisty Dzmitry Pratasiewicz w wywiadzie dla Radia Swaboda ocenił, że zatrzymanie jego syna w Mińsku "to zaplanowana wcześniej operacja, starannie przygotowana, prawdopodobnie nie tylko przez służby specjalne Białorusi". - Wiele mediów nazywa to aktem terroru. Całkowicie się z tym zgadzam - dodał. Ojciec dziennikarza powiedział, że chociaż był w kontakcie z synem i wiedział, że ten udał się na wakacje, nie znał dokładnej daty jego powrotu, a o zatrzymaniu dowiedział się z mediów.
- Bardzo martwimy się o naszego syna. Niestety nie wiemy, gdzie jest i co się z nim dzieje. Mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze - dodał Dzmitry Pratasiewicz.
Ojciec blogera, który sam od ośmiu miesięcy przebywa na emigracji poza Białorusią, podkreślił, że zakrojona na szeroką skalę operacja zatrzymania jego syna złamała wszelkie zasady współpracy międzynarodowej. Wyraził też nadzieję, że presja międzynarodowa, w tym zakaz lotów nad Europą dla białoruskich przewoźników, wpłynie na sytuację jego syna i zmiany na Białorusi.
Awaryjne lądowanie i zatrzymanie na lotnisku
Pratasiewicz został zatrzymany w niedzielę na lotnisku w Mińsku. Wcześniej samolot Ryanair, którym leciał z Aten do Wilna, awaryjnie lądował w białoruskiej stolicy.
Władze Białorusi na polecenie Alaksandra Łukaszenki poderwały do cywilnej maszyny myśliwiec MiG-29, tłumacząc, że uczyniono to w celach "kontroli i ewentualnego udzielenia pomocy w lądowaniu".
Opozycja białoruska uważa, że była to operacja służb specjalnych, mająca na celu zatrzymanie Pratasiewicza. Prezydent Litwy Gitanas Nauseda na Twitterze zarzucił białoruskim władzom "przymuszenie samolotu do lądowania" w mińskim porcie i zażądał uwolnienia Pratasiewicza.
Komitet Śledczy Białorusi poinformował o wszczęciu sprawy karnej w związku z fałszywymi informacjami o ładunku wybuchowym na pokładzie samolotu.
Źródło: PAP